Końcoworoczna KLAMRA – zawiązana cieniutką niteczką…

Szampański nastrój za chwilę. Na razie, w ostatni dzień tego roku, pozwalam sobie na wspominki. A sięgając do szuflady, by zamienić stary, zużyty kalendarzyk na nowy – pojawia się kilka myśli, którymi chciałabym się podzielić. To nie będzie  żaden bilans, podsumowanie roku.

Dziś, zamiast wielu słów – tylko kilka, zamiast wielkich przemyśleń – jedno proste życzenie, zamiast codziennej, narracyjnej prozy – obraz. W roli głównej: kalendarzyk 2013. Niech wyrwanych tutaj z niego kilka kartek posłuży za uszczypnięcie, że to co się działo – działo się naprawdę. A tych kilka słów komentarza, niech pozostanie jako swoista klamra spinającą to, co było…, to, co się zdarzyło…, to, w czym mieliśmy zaszczyt uczestniczyć – z Krzysiem.

Image

Stary, wysłużony, dobry… Pamiętał o wszystkim, pomieścił wszystko: nie narzekał, nie płakał, nie buntował się…, choć zamiast standardowych notatek, przypomnień o dentyście, kawie z koleżanką na mieście, zawodowych zobowiązaniach… przypominał o zupełnie innym wymiarze każdego tygodnia pierwszej połowy tego roku: „pamiętaj, by ‚jutro’ było bezpieczne dla Krzysia!”.

respi

Pamiętacie zapewne nasze czekanie – najważniejsze, najdłuższe czekanie na wspólne wyjście do domku z synkiem! Gdy zrozumieliśmy, że cud nie nadejdzie – Krzyś nie wyzdrowieje, jedynym celem, marzeniem było pokazanie mu jego DOMKU! Na przybycie naszego Pacjenta musieliśmy się porządnie przygotować…

DSCF0689Były misie, kolorowe łóżeczko, milutkie kocyki, pozytywki, karuzela, prezenty i… standardów było by na tyle. Kalendarzyk musiał wszystko przewidzieć, załatwić, zamówić. Często spotykał się z Przyjaciółmi z medycznym tytułem; zamiast do sklepu – na zakupy chadzał do apteki; a w miejsce notatek – zapamiętywał Krzysiowe gorączki, nowe i nowsze zalecenia, godziny i dawki leków, przepisy na dozwolone deserki…

szpital

Wiosna przyniosła chwilę oddechu i nam, i kalendarzykowi… Bo po co tracić cenny i najpiękniejszy nam podarowany czas na jego uzupełnianie, gdy wystarczy tylko wielkim drukiem opatrzonym radosnym emoticonem wpisać: „Razem w Domku – nareszcie!”, „10-te urodzinki Krzysia„, „Pierwszy spacer„. „Rano- werandowanie„… Potem, w między czasie kalendarzyk obrywał smutną, ciężką łzą, gdy stawiały się smutne minki i zabrakło sił na jakąkolwiek organizację czasu, bo trafialiśmy znów do szpitala – na aż za bardzo dosłownie przeżyte Triduum Paschalne, na ostatni krótki pobyt…, z którego nie wrócimy już nigdy więcej do domku razem.

Dlatego II połowa roku w kalendarzyku była albo pusta – bo brakowało nam pomysłu „co dalej?”, albo bardzo pokreślono-pomazana, gdy po raz kolejny zaczynaliśmy podsumowywać, układać, planować, organizować wszystko „od nowa”.

ostatnie

Przede mną leży właśnie i wdzięczy się nowiutki, błyszczący kalendarzyk na rok 2014. A mnie nasuwa się z nie wiadomo skąd pytanie, wraz z gotową odpowiedzią: gdyby miał kiedyś palić się mój dom i mogłabym zabrać podczas ucieczki tylko jedną rzecz – zabrałabym kalendarzyk 2013. Jego wysłużone kartki, zmęczony emocjami atrament, mieszczą w sobie – na zawsze – najpiękniejsze i najgorsze chwile naszego życia – jednocześnie. Nigdy nie spotka mnie przecież nic piękniejszego niż domowy poranek, gdy budzą mnie dwie maleńkie rączki machające ze swojego łóżeczka… Nigdy nie spotka mnie przecież nic gorszego niż walka z poczuciem nieodwracalnej pustki po maleńkich rączkach, po kolorowym łóżeczku… Nigdy nie spotka mnie również coś tak bardzo cennego wobec doświadczeń, emocji, przeżyć…, bo to co pomieścił w sobie ten kalendarzyk przypomni mi zawsze wtedy, gdy znów zacznie wszystko się walić: „Tym razem też dasz sobie radę”.

Wpis ten miał być klamrą spinającą to, co było… Nie będzie to jednak gruba skórzana klamra zamykana specjalnym kluczykiem na zamek, do którego hasło dostępu chciałabym szybko zapomnieć… Klamra ta, to cieniutki rzemyczek, niteczka, zawiązana na luźną kokardkę…, żeby do  niego wracać – kiedy smutno, wracać – kiedy radośniej, wracać – dla opamiętania, wracać – do najważniejszych wspomnień, wracać – do lekcji kochania.

Jednocześnie otwieram nowy kalendarzyk i robię w nim pierwsze notatki… Jakie? Piszę ŻYCZENIA: sobie, Tobie, WAM…

Życzę nam wszystkim i każdemu z osobna, aby nadchodzący NOWY ROK przyniósł każdemu najwłaściwszą drogę – do przejścia.

Gdy będzie – zbyt wyboista – założymy trapery… Gdy będzie zbyt gładka – uważajmy, żeby się nie poślizgnąć.

Życzę, aby każdy następny kalendarzyk zamykał się Wam taką samą lekką, rzemykową klamrą – by się chciało wracać do przeszłości, by się uśmiechać do wspomnień – mimo wszystko…

Życzę, aby każdy z nas czuł się tak prosto, tak zawsze – szczęśliwy – sam ze sobą, u kogoś w ramionach, w swoim kątku lub na końcu świata…

Życzę, aby każda kalendarzykowa strona oprócz tekstu zapisanego w pośpiechu zawierała niewidoczną, a odczuwalną radość, spełnienie, dobroć, życzliwość, przyjaźń, miłość…

Mama, Tata i nasz Aniołek-Krzyś

Oszaleli Anieli… na urodzinach u Szefa ;-)

„Oszaleli anieli, cali w bieli od chmur.
Gdy na ziemię spłynęli, niby śnieg białych piór…
I jak ziemia szeroka, wszędzie nowa epoka…
Oszaleli anieli, anieli…”.

Już na nami kolejne Boże Narodzenie… Była Wigilia z kolędą w tle, było magiczne przygaszenie światła o pasterskiej półncy nad maleńkim żłóbkiem, był świąteczny obiad, familijne filmy, spacery… Niby co roku tak samo. W tym roku jednak w każdym momencie tych Świąt pojawiało się nasze prywatne upewnienie się: Krzyś jest z nami – „siedzi” przy wigilijnym stole, słucha kolęd, zapamiętuje opłatkowe życzenia… Ciągle był i jest z nami – TUTAJ. Aż w pewnym momencie pojawiła się inna myśl, a zaraz za nią zapytanie: a jeśli jest jednak TAM…? Jak TAM TERAZ jest? W końcu to najważniejsze święto w Niebie: Urodziny! Urodziny Szefa! I nasza wyobraźnia pofrunęła… na anielskich skrzydłach 🙂

Zastanawialiście się kiedyś jak może wyglądać Boże Narodzenie z punktu widzenia znad chmur? Przecież to najważniejsze, najradośniejsze Święto w Domu Ojca. Czy sam Gospodarz wyprawia wielki bal? Nie dla Niego „sto lat”, bo przecież ma ich już ponad dwa tysiące… „Ile w takim razie ustawić świeczek na urodzinowym torcie?” – zastanawiały się młodsze Aniołki… „A jakież On może pomyśleć życzenie przy ich zdmuchiwaniu?” – zastanawiali się starsi Domownicy…

W tym roku na Urodzinach Boga gościł także nasz Krzyś – pierwszy raz po tej drugiej stronie… Wyobrażamy sobie jak założył odświętna parę skrzydeł ze złotą poświatą, pradziadek wypolerował mu aureolkę. Jego koleżanki i koledzy także pięknie się wystroili, dziewczynki kazały prababciom zapleść sobie warkocze…

W wigilijną noc jeszcze nie świętowali, ale przyglądali się uważnie maleńkim światełkom na ziemi zdobiącym najróżniejsze, największe i te całkiem maluśkie szopki, w epicentrum których stał maleńki, jeszcze pusty żłobek. Najmłodsze aniołki, wśród których był także i nasz Krzyś, nauczyły się wielu ważnych słów: co to jest „stajenka”, „Betlejem”, „pastuszek”, a za kilka dni poziom trudności wzrośnie, gdy trzeba będzie zapamiętać imiona: „Kacper”, „Melchior” i „Baltazar”, a także nauczyć się wymawiać wyraz „mirra”… Tak, myślimy, że po raz kolejny Gospodarz opowiedział im, jak to się wszystko zaczęło…

A potem? A potem: 25.12.2013 był bal, urodzinowy bal. Były tańce, był śmiech, były korowody Staruszków, zastępy Dorosłych i wirujące koła Maluszków. Przy najdłuższym stole świata siedziały obok siebie duszyczki różnych ras, poglądów, wyznań, ze wzystkich zakątków ziemi… Czy śpiewali kolędy? A może najnowsze hity? Na pewno śpiewali radośnie, głośno, we wszystkich językach świata… I tak przy tym pląsali, że aż na ziemi – w górach (w końcu bliżej nieba) odczuć można było „silny powiew” ich roztańczonych piór…  A sam Jubilat nie siedział na żadnym tronie, ale krążył pośród Gości… Wysłuchiwał życzeń… Kropek życzył Mu, żeby wreszcie przypomniał sobie jak się robi nad Polską śnieg… 8-letnia Laney życzyła, by posłuchał z nią najpiękniej zaśpiewanych kolęd… Krzyś życzył Mu, by nie był zły, gdy często urządza sobie „wychodne” do Mamy i Taty… A wszyscy razem, zgodnie, chórem, słowami czy w myślach życzyli Mu, by był szczęśliwy patrząc w Dół, bo czasem właśnie wtedy wydaje im się bardzo smutny…

W Boże Narodzenie niebo było rozświetlone lampionami, feerią słonecznych świateł. Nie pomyśleli jedynie w tym roku o śniegowym konfetti… Potem była chwila odpoczynku, a dziś – poprawiny? 🙂

Czy tak może tam wyglądać 25.12 w Niebie? Prawdopodobnie wygląda jeszcze zupełnie inaczej, niż podpowiada nam najśmielsza wyobraźnia naznaczona wyraźnym przymrużeniem oka… Tutaj – u nas, co roku obchodzimy rocznicę, pamiątkę Bożego Narodzenia. W końcu dokładnie 2013 lat temu zatrzymał się świat – zaczął liczyć się na nowo czas… Dzięki temu, właśnie co roku, mamy pięknie podarowaną nam szansę zacząć wszystko znów od nowa: jeszcze raz zmienić nasz czas, myśli, serca, marzenia, świat… Niech maleńkie Dziecię położone wczoraj o północy w żłobku nam o tym przypomina, niech pomaga, wskazuje właściwy kierunek tego „od nowa”.

A jakie marzenie może szeptać nad swoim niebiańskim tortem wczorajszy Jubilat? Krzyś nam podpowiada, bo przecież był i słyszał… „Nie będziecie zaskoczeni” – twierdzi nasz spryciulek, aniołkowy szpieg –  „bo przymykając oczy myśli sobie dokładnie to, co ja, Ty, Mama, Tata, Ona, On, Oni: ‚Chcę być szczęśliwy'”.

Image

 

 

P.S. Niniejszy tekst nie ma na celu obrazy jakichkolwiek uczuć religijnych, ani zaakcentowania naszego irracjonalizmu 🙂 Wpis ten powstał z dala od teologicznych zadum, powagi kazań, wyższych lub niższych słuszności wyznań. Po prostu… czasem fajnie spojrzeć na naszą wiarę przez pryzmat małego, niewiele rozumiejącego, a jednocześnie prostego i szczerego dziecka. W Boże Narodzenie każdy sobie może pozwolić na takie właśnie „bycie dzieckiem” 🙂

 

 

 

Z życzeniami dla Wszystkich!

Drodzy Przyjaciele Rycerzyka!

Z okazji nadchodzących Świąt, nie pozostawiamy Was w nostaligii ostatniego wpisu. Gorąco wierzymy, że Krzyś jest z nami w te Święta jeszcze bardziej niż rok temu – choc niewidzialnie – widzimy go kochającym sercem, nieustanną myślą, spojrzeniem wspomnień.

Jesteśmy przekonani, że Synek nasz zadba o to, by ten nadchodzący Czas był dla nas piękny, pełen nowych nadziei i drobnych radości – bo przecież Boże Dzieciątko za chwilę znów odmieni ten świat – na lepsze… I niech tak się stanie!

Kochani, wszelkich zmian na lepsze, spokoju myśli, dobroci w sercu i szczerego uśmiechu wokół życzymy Wam najpiękniej jak potrafimy!

 Narodziny Bożej Dzieciny po raz kolejny zaczarują ten świat,

Nasze oczy zaskrzą się odbiciem ciepła świec,

Nasze serca zabiją melodyjniej rytmem spokoju kolędy,

Nasze skrzydła podtrzymają dobre Anioły,

Nasze drogi rozjaśni blask Betlejemskiej Gwiazdy,

A nowa, wyjątkowa moc postawi na naszych skrzyżowaniach

Wiarę, Nadzieję i Miłość…

Na te Święta, na Nadchodzący Nowy Rok, na co dzień –

MAGII!

Image

P.S. W chwilach świątecznej zadumy, wolniej płynącego czasu, niecodziennych nastrojów – zapraszamy Was do przeczytania wywiadu z Mamą Krzysia, który gości w tym tygodniu na portalu www.zaradnematki.com (kliknij TUTAJ, aby przejść do wywiadu). Co w nim? Tabajki w pigułce 🙂 Czyli o odkrywaniu pewnych tajemnic, czy wiara przeszkadza czy pomaga, dlaczego Maluchy chorują i co w tym wszystkim robi Kubuś Puchatek… 😉 (+ 2 nowe fotki!)

 

(…), że są puste miejsca przy stole…

Wczorajszy wieczór upłynął nam na poszukiwaniach… Krzysia wśród domowej, świątecznej magii…

Odnaleźliśmy tę kolędę i kilka refleksji:

Przyjdź na świat,
by wyrównać rachunki strat…

Niebawem przybędzie na świat Dzieciątko… My jednak w tym momencie pozostajemy wciąż bez naszego Dzieciątka – Krzysia i nie wyobrażamy sobie wtórować temu Pierwszemu tak rodzinnie, spokojnie, normalnie, jak zazwyczaj, w domu. Uciekamy.

Wyjeżdżamy. Na chwilę. Wybaczcie, że przez jakiś czas nie będzie nas także tutaj.

Wiele jest tego co za nami, a możliwe, że jeszcze więcej przed nami. To co za nami, nawet za bardzo już wiadome, ciągle jest silnie w nas; to co przed – wciąż spowite niepewnością, zwątpieniem, a nawet lękiem czy oby nie uderzy w nas znów ktoś/coś mocno, zbyt mocno.

Chcemy wierzyć w wyrównanie rachunków strat… Chcemy wierzyć, że Boże Narodzenie przyniesie narodzenie nadziei – na nowo, na przyszłość, mimo wszystko.

I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu

Od kilku tygodni czujemy już, że zbliżają się Święta… Zapowiedziane wieki temu, maleńkie Dziecię znów się narodzi… Kolejny raz. Piękny raz. Wzniosły raz. Będzie to magiczny czas A my – boimy się tego piękna, magii, wzniosłości. Zwyczajnie się boimy, bo znów z większym niż zazwyczaj wzruszeniem cofamy się wspomnieniem do minionego roku albo wybiegamy myślą w marzenie bycia tuż obok Krzysia.

Dlaczego uciekamy? Bo pamiętamy jak to było w zeszłym roku: mimo, że przecież Krzyś był, bardzo bolało puste miejsce przy stole…, jeszcze bardziej – gdy nasze serca uciekały każdą świąteczną chwilą do szpitala, do synka, a procedury nie pozwalały nas do niego zwyczajnie, czy świątecznie wpuścić.

Boimy się, że w tym roku, przy domowym wigilijnym stole będziemy wyglądać jak w tym wierszu:

„dom stół chleb i na tym tle
(…) dwójca ludzka nieśmiertelna (…)
człowiek ojciec
człowiek matka (…)
a pod stołem
Stary przyjaciel domu kot
od lat oczekujący jałmużny
przypatrujemy się mu wszyscy z natężeniem
może zapowie jeszcze gościa
(…)
– jedzmy
już nikt nie zapuka”

 /Józef Baran „Wieczerza wigilijna”/

Że gdziekolwiek są – dobrze im jest,
Bo są z nami choć w innej postaci.

Porównujemy te Święta i te minione wspólnie z synkiem.

Z naszego punktu widzenia: zostaliśmy sami; nie dla nas szukanie wymarzonego prezentu dla dziecka; nie dla nas już ulubione, kolorowe działy niemowlęce marketów; nie dla nas „rodzinnych, radosnych Świąt”. Teraz – nieustanne tęskno.

Z Krzysiowego punku widzenia: zeszłoroczne Święta były bardzo trudne, wyjście do domu się opóźniało, widzenia z rodzicami były ograniczone, napady drgawkowe akurat wtedy niebezpiecznie się nasilały, synek był zmęczony. Obok siebie miał zawieszone prezenciki, choinki, dostał do buzi kawalątek opłatka, a jednak… chyba nie świętował tak, jak by chciał; tak, jak sobie zasłużył. Teraz – obecnie, szczęśliwie, zdrowo, najbardziej świadomie jak tylko się da, tylko… w końcu coś za coś – teraz może świętować jedynie niewidzialnie.

Nigdy nie wiedziałam czemu aniołki są symbolem tych grudniowych Świąt. Teraz wiem, aż za bardzo: te aniołki właśnie są po to, by symbolicznie zająć każde wytęsknione, najbliższe nam puste miejsce przy stole… Te aniołki dają wspomnieniom radośniej żyć, a nadziei prowadzić się pod ramię z wiarą, że…”po głosach tych wciąż drży powietrze. Że odeszli po to by żyć. I tym razem będą żyć wiecznie„.

Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.

W tym roku początkowo mieliśmy w ogóle nie ozdabiać domu, nie ubierać choinki. W końcu dla kogo, po co?

Nie wiemy co takiego jest jednak w nas, co jakoś nie pozwala na konsekwencję w byciu  Scrooge’em z „Opowieści wigilijnej”, co nam mówi: „Krzyś nie byłby z Was zadowolony”, co nas wciąż przekonuje, że w te Święta synek jest z nami tutaj, co każe przytargać choinkę ze strychu i ją ubrać… inaczej niż zwykle, po anielsku. Niech „łączy” z Niebem…

Nasza choinka świeci w tym roku najjaśniej, a wśród złotych bombek skrzą się pierzaste, pluszowe, kryształowe, szklane anioły… Dom za to przystroił się naszą ręką najpiękniej jak potrafił – świece, gwiazdy betlejemskie, żłobek, a w Krzysiowym rozświetlonym świecznikiem oknie: podparty pod bródkę, zamyślony aniołek wyglądający na zaczarowany Świętami świat…

Cieplej nam jakoś, przytulniej, milej, czujemy się znów bardziej „we troje”, niż „we dwoje”, gdy codziennie wieczór zasypiamy z jednym, jedynym marzeniem: „Krzysiu, przyjdź dziś uśmiechnięty i zdrów… w najpiękniejszym śnie”… I daj nam wiarę, że to ma sens.

Przepraszamy za chwilowe zniknięcie na blogu i jednocześnie dziękujemy Wam, że nawet gdy tu sentymentalnie, gdy zaszkli się oko, gdy brak dziecięcego szczebiotu: z każdym postem odpowiadacie tak pięknie na nasze ciche zawołanie:

Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu

Szczególnie ściskamy dziś mocno za rękę tych, którym po raz pierwszy lub kolejny w te Święta zabraknie znów czyjegoś głosu, którzy znają tę samą co my tzw. ironię losu.

Mimo wszystko, nasz własny, najprostszy, być może niedoskonały sposób na zderzenie się z pięknem, rodzinnością, magią tych nadchodzących dni, to cicha prośba do nadchodzącego Dzieciątka:

Pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są… puste miejsca przy stole.
I… przekonaj, że tak ma być.

PODSUMOWANIE AUKCJI RAP!

Jest taka wdzięczność, kiedy chcesz dziękować, lecz przystajesz jak gapa, bo nie widzisz komu, a przecież sam nie jesteś płacząc po kryjomu. 

[ks. Jan Twardowski]

Kochani, płaczemy ze szczęścia, ze spełnienia, ze wzruszenia…Udało się! Książki są w drodze do osób, którym udało się wygrać jedną z pięciu licytacji, a pieniążki powędrowały na subkonta Dzieciaków – Bohaterów tego i poprzedniego tygodnia!

Teraz możemy Wam o tym śmiało napisać: jest co najmniej 500 powodów, dla których siedzimy teraz jak te gapy i nie wiemy od czego zacząć…

Żeby było krócej, nasze pięćset powodów radości i dumy dzielimy setkami. Oto i one:

100 (zł) Oczekiwania znokautowane…

Powyżej tej kwoty, moje bardzo śmiałe oczekiwania zostały przekroczone… Tak, jako Mama Krzysia – niepoprawna optymistka, założyłam, że jak książki sprzedadzą się na około stówkę – będzie dobrze. Tata Krzysia – niepoprawny pesymista (czyli tzw. „dobrze poinformowany optymista”), chciał nawet obniżać cenę minimalną. Nie, nie chodzi o to, że nie wierzyliśmy w Was! Chodzi o to, że wiedzieliśmy, że na aukcji zostanie wystawiona „tylko nasza książka”, prywatna, o tajemniczym wnętrzu… Dla nas – na pewno najważniejsza ze wszystkich dotąd wydanych na świecie, dla innych – książka/poradnik/pamiętnik Rodziców Krzysia. Udowodniliście nam, że jednak to nie była, nie jest… „zwykła książka” 🙂

200 (zł) Pierwszy cel osiągnięty:

Pamiętacie jak przedstawialiśmy Wam cele naszego pomysłu aukcji? Jednym z nich, była nasza prywatna, dość nietuzinkowa próba dowiedzenia się od Was, co sądzicie o naszym pomyśle napisania, a potem wydania książki pt. „Rycerzyk”.

Już w pierwszych dniach odtajniania naszego pomysłu daliście nam wyraźne, przyjazne, entuzjastyczne zielone światło:-*

Wszystkie maile, zapytania odnośnie innych form wydania/kupna książki, gratulacje, zdania „nie mogę się doczekać” dodały nam skrzydeł… Mamy nadzieję, że Wy i Krzyś dalej będziecie je podtrzymywać i postaramy się zrobić wszystko, aby nikogo nie zawieść i jednocześnie aby na wydaniu allegrowym się jednak nie skończyło… Zgoda na taką obietnicę? 😉

 300 (zł) Drugi cel osiągnięty:

Kolejne dni licytacji zgromadziły pierwsze grube setki na wspólnym koncie aukcji, z dnia na dzień pojawiało się więcej „graczy” o wspólny cel pomocy.

Hasło „charytatywność”, „pomagam”, „szczytny cel” grało pierwsze skrzypce najprawdziwszą melodią – zero fałszu! Świadczyły o tym liczby… Liczby na allegro, liczby na statystykach bloga, liczby udostępnień wpisów!

Szybko zrozumieliśmy, że się udało: że nie liczy się już jakaś tam wartość samej książki, ale wartość jaką może przynieść. Liczyły się jedynie wielorakie potrzeby Adasia, koflator Marysi, rehabilitacja Olafka, pionizator Wojtusia, turnus Nikodema. Nie jedynie… Bo aż!

400 (zł) Pozytywne wibracje…

Na tym etapie licytacji (a było to jeszcze dwa dni przed końcem, przed finalnymi minutami, gdzie było najgoręcej), odświeżając kwoty, w które aż zaczęliśmy niedowierzać, snuliśmy jedyną słuszną nam wizję:

– „Wiesz co, nie widzę innego wytłumaczenia jak to, że licytujący siedzą przed monitorem, patrzą się w ekran i sami nie wierzą widząc jak powiększają się ich oferty. A niewidzialne paluszki naszego Krzysia tłuką w klawiaturowe cyferki, ile im starcza sił i… odwagi! 😉
– Noo…, to że nasz synek bardzo dzielny, odważny i zdeterminowany jest to ja wiem doskonale!”

W sumie w aukcjach wzięło udział 44 osoby!

Doskonale zdajemy sobie sprawę, że każdy wyznaczył sobie dla swoich możliwości właściwy próg „licytuj”. Dlatego w tym miejscu, w imieniu patrona tej A(u)kcji: naszego Krzysia, własnym, Rodziców Dzieciaków i samych Najmłodszych – jeszcze raz dziękujemy absolutnie WSZYSTKIM i każdemu z osobna, kto w ogóle brał udział w licytacji – ukłon w pas dla Was 🙂

(Krzyś się zapewne kłania najniżej, bo nasz Maluszek jako zwinny Aniołek powinien być dobrze wygimnastykowany! Wyobrażacie to sobie? 😉 )

Doceniamy także wszelkie zewsząd wsparcie promocji, udostępniania, uśmiechu i pozytywnych wrażeń wobec naszego aukcyjnego wydarzenia. Dziękujemy za RAP-owanie, Rycerzykowanie, za zawirusowywanie wszystkich i wszędzie potrzebą pomocy, dobroci, zaangażowania, chęci! :-*

 500 (zł) FINAŁ

W tym momencie nasz świat zwariował… Siedzieliśmy jak wryci, przecierając oczy, śmialiśmy się do komputera jak mantrę powtarzając: „No nie wierzę…!”, „Oni są niesamowici!”, „Patrz, co się dzieje!”…

I dobrze, że w kolejnych momentach bezlitosny zegarek licytacji alarmował, że to już koniec, bo nasza  prośba: „uszczypnij mnie” pojawiała się zbyt często, a jej oddziaływanie było coraz mocniejsze… Upewnianie się alternatywnymi sposobami, że to co się działo w środę wieczorem, działo się naprawdę – znalazło swój finał kilka dni później, gdy to, co obiecały licytacje – stało się naprawdę. A kolejne dni po aukcjach, przyniosły jeszcze większe kwoty, jeszcze większe zaskoczenie, dowody na bezinteresowne serca przedobrych ludzi…

Tym samym, każde dzieciątko „zebrało” piękną sumę z „5” na czele!

W sumie nasza Rycerzykowo-Aukcyjna skarbonka uzbierała 2605 zł!

Nie wiem jak Wam, ale nam się ciśnie jedyny przymiotnik na myśl, aby określić tę kwotę: „imponująca!”

Książki są właśnie w drodze do szczęśliwych nabywców, którym serdecznie gratulujemy!

Tym samym, właśnie dziś na subkonta Dzieciaczków Wam już dobrze znanych, wpłynęły piękne prezenty gwiazdkowe:

Dla Adasia – 510 zł – co już wiemy, że w zupełności wystarczy na zakup pulsoksymetru, hurra! 😀

(potwierdzenie przelewu)

Dla Olafka – 520 zł – to piękna składowa ceny wyjazdu na specjalistyczne ćwiczenia, które tuż tuż… 😀

(potwierdzenie przelewu)

Dla Marysi – 570 zł – niesamowity zastrzyk wsparcia do zbiórki na koflator, który już niebawem może pojawić się u niej w domku! 😀

(potwierdzenie przelewu)

Dla Wojtusia – 505 zł – suma ceny wylicytowanej książki oraz odruchu serca i portfela nowego, dodatkowego Darczyńcy, aby pionizator szybciutko postawił chłopczyka na nogi! 😀

(potwierdzenie przelewu)

Dla Nikosia – 500 zł – suma ceny wylicytowanej książki oraz także dobrowolnego datku Tajemniczego Darczyńcy, aby Maluch szybko zdobył bilet na turnus rehabilitacyjny 😀

(potwierdzenie przelewu)

 

cytat_JP2_resized

Na koniec, tylko mała uwaga: RAP to nieuleczalna, nieszkodliwa (a wręcz przeciwnie) choroba wirusowa, zaraźliwa, przenosząca się drogą ustno-internetową, powodująca nieodwracalną chęć niesienia pomocy Małym, Słodkim, Ważnym, Potrzebującym. Przed przystąpieniem do niej, skonsultuj się ze swoim dobrym sercem! I… zarażaj! :-* Nawroty RAP-u przewidziane. Wkrótce szczegóły m.in. na wydarzeniu RAP na Facebooku!

Z okazji Świąt…

… umieść swoje serce po właściwej stronie.

Zbliżają się Święta… Wszyscy od nowa (z mediami na czele) zaczynają rozprawiać o miłości, potędze życzliwości, ciepła, prezentów…

Czemu zasypują nas spoty uśmiechniętych rodzin w blasku świec, czule się obejmujących, wręczających sobie prezenty?… Przecież te rodziny na co dzień i tak powinny być szczęśliwe, i tak się przytulają, i tak dają sobie ot tak, codzienne niespodzianki i prezenty. A przynajmniej powinno tak być.

Czemu nie oglądamy świątecznych spotów reklamowych przedstawiających szczęśliwych „młodych wilków” wychodzących z pracy, udających się na poszukiwanie choinki, robiących świąteczne zakupy, a przy okazji zostawiających kilka bułek klęczącemu w śniegu bezdomnemu…? Czemu nie kręcą filmików przedstawiających bawiących się przy choince dzieciaków: tych zdrowych wraz z tymi „zdrowymi troszkę mniej” albo tymi, bez mamy i taty, którzy znajdują ciepło i radość czyjegoś domu tylko na chwilkę – na Święta – na może najważniejszą chwilkę ich życia, które nie wiadomo ile jeszcze potrwa…

Czemu nie ma takich spotów?! Zbyt problematyczne? Zbyt kontrowersyjne? Zbyt prawdziwe?

Przecież Święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim Święta Serc – tych dobrych ludzkich Serc, które mają grzać się nawzajem, gdy za oknem biało, zimno i tak nastrojowo… Przecież maleńki przychodzący niebawem Jezus jedynie tych dobrych serc od nas wymaga – niczego więcej! (choć nauczają o tym różnie)

Mamy szczęście – mamy serca: mocne, bijące, odczuwające, prawda? Serca rwące się do uczestnictwa w tych Świętach inaczej niż nakazują gazetki promocyjne, ramówki stacji telewizyjnych, billboardy 4D…

Bo jeśli te nasze serca, często zajęte w ciągu roku własnymi rozterkami, codziennością, przyśpieszonym zegarkiem mogą na chwilkę odpocząć i nabrać mocy, nowej energii i radości – niech to się dzieje choć raz – teraz właśnie, w ten grudniowy nie taki przecież zwykły czas…

Bo wiecie: „szczęście to jedyna rzecz która się mnoży, kiedy się dzieli”… Podaruj troszkę swojego serca i jego dobroci innym, zobaczysz – mam nadzieję, że poczujesz się szczęśliwszy!

Chciałabym dalej tutaj rozprawiać o ideałach, o bajkowych, kolorowych formach pomocy, kreatywnych pomysłach spełniania marzeń dzieciaków, malowania im pokoików, przynoszenia tortów i misiów. Oczywiście, to wszystko jest piękną inicjatywą i bardzo potrzebną – ogromny ukłon dla wszystkich wybierających takie formy pomocy… Niech wśród nich będzie właśnie marketing, wirusowość i niezaprzeczalna radość i dobro – absolutnie wszystkich: Pomysłodawców, Wykonawców i Obdarowanych.

Niestety świat chorych dzieci jest nie tylko taki wzniosło-ideowy i kolorowy… Niestety, najczęściej o życiu, czy zdrowiu dziecka decyduje…kasa, gruba kasa. I tak docieramy do momentu, w którym pojęcie serca i pieniądza może i nie współgra tak ładnie jak powinno, może nie pasuje pojęciowo do siebie, może komuś każe szukać podstępu w pojęciu: charytatywność… Jednak, wierzcie mi w jednym: duet „serce i pieniądz” mogą zdziałać cuda! Jakie cuda? Na przykład uratować komuś życie. Albo co najmniej – poprawić komuś komfort życia. Brzmi smutno. Brzmi brutalnie. Brzmi poważnie. Ale taka poważna, brutalna i smutna jest ta prawda. A najbardziej paraliżuje tych, którzy muszą zmierzyć się z nią sami: twarzą w twarz, by ratować własne dziecko. A jeszcze bardziej boli, gdy brutalność tej rzeczywistości zupełnie nie pasuje do maleńkiej, pokłutej igłami rączki ściskającej ulubionego misia; smutnych, wyczekujących jakiegoś jutra oczek; łamiącego się głosiku szepcącego: „Mamuś, jestem juś zmęcony…”.

Coś o tej prawdzie wiemy, nawet zbyt wiele… I tylko dlatego pozwalamy sobie dziś pisać na ten temat tak przekonująco. A także dlatego, że Krzyś i jego historia, która ciągle pociąga za sobą potrzebę i chęć uczestnictwa w tym „mniej zdrowym świecie”, nieustannie każe nam przecierać oczy, a tym samym… ciągle przypomina, że serce powinniśmy mieć po właściwej stronie: po stronie bezinteresowności, po stronie niesienia pomocy, po stronie dawania radości, po stronie chęci czucia się szczęśliwym i spełnionym.

I jeszcze jedno, chcielibyśmy Wam przekazać jako Mama i Tata Krzysia: każdorazowa, nawet malutka wpłata potrafi dodać najsilniejszych i największych skrzydeł walczącym Rodzicom, bo „grosz do grosza” tworzy głośny chór nieustannie dający znać: „jesteśmy z Wami!”. Potrzebne jest takie poczucie – bardzo. Na szczęście dzięki Wam doświadczyliśmy wielokrotnie takich uczuć: takiej siły, a wręcz potęgi tej wspólnoty. I choć nasza skała nigdy nie będzie już wydrążona przez krople dobroci serc, to dzięki Wam i Waszej pomocy, mamy jedyne, co teraz nam pozostaje i nas pociesza: poczucie, że zrobiliśmy wszystko, by uczynić życie naszego synka najpełniejszym, najlżejszym i najpiękniejszym z możliwych.

Na te Święta, nie wypatrujmy tych pięknych, wartościowych spotów medialnych, o których wspominałam na początku: twórzmy je sami – w realu, w miarę swoich możliwości, w ramach swojego poczucia spełniania. Bo przecież, gdy wrzucimy na szalę jakikolwiek podarek wobec dziecięcych marzeń o kolejnych Świętach i prezentach, które nie wiadomo czy dla kogoś nadejdą znów…, wszystko wówczas staje się jasne.

Serca po właściwej stronie – sobie i wszystkim wkoło życzę!:-* Z okazji tych Świąt 🙂

20131215_140139

To nie na siłowni poznasz najsilniejszych Ludzi…

Kochani Rycerzykowicze! Co dzień zaglądamy na nasze aukcje i przecieramy oczy – po raz kolejny super pozytywnie pokonaliście nasze najodważniejsze oczekiwania 🙂 Dziękujemy Wam za licytację „w ciemno”, za zaufanie – jesteśmy naprawdę wzruszeni! Ale najbardziej dziękujemy za to, że los tych pięciu przedstawionych Maluszków nie jest Wam obojętny…  Jesteśmy przekonani, że Krzyś jest niezmiernie dumny (zresztą tak jak my!): już w pierwszych momentach naszych licytacji wartość książki przestała mieć znaczenie ustępując miejsca niepodważalnej wartości niesionej pomocy. Ta pomoc może im podarować bardzo wiele: upragniony spokój, chwilkę spokoju…  Spokój o oddech. Spokój o rehabilitację. Spokój o lepsze jutro.

demotywator-kazdy-powinien-miec-takiego-kogos-3470

Pewnie zastanawiacie się dlaczego wybraliśmy tylko tę piątkę dzieci i dlaczego właśnie te imiona, te numery subkont, skoro potrzebujących jest całe mnóstwo! Wiemy, że nasze aukcje to tylko maleńka kropelka w morzu potrzeb. Wiemy, że obiektywnie rzecz biorąc, są dzieci może jeszcze bardziej potrzebujące (choć my takich granic „ważności potrzeb” nie lubimy stosować). Wiemy, że jedna kupiona dla danego dzieciątka książka ani go nie uzdrowi, ani nie wpłynie decydująco na zmianę jego/jej smutnej przygody z medycyną, opieką i niesprawiedliwością świata. Ale od czegoś trzeba zacząć… bo przecież ta kropelka wraz z innymi wydrąży kiedyś skałę: uśmiech, lepszy start, właściwszą terapię, dobry lek, wygodny sprzęt ułatwiający wszystko… Wspinaczka po zdrowie albo po życie może się szczęśliwie zakończyć, bo skała runie…?

W pierwszej chwili, wybierając dzieci na aukcje, mieliśmy pomysł, aby Was samych poprosić o sugestie, dane dzieci, którym moglibyśmy pomóc… Jednak przestraszyła nas możliwość otrzymania setek takich próśb o pomoc i każda byłaby na 200% słuszną, uzasadnioną i potrzebną; a my wówczas stanęlibyśmy przed niemożliwością wyboru, przed poczuciem winy i wyrzutów sumienia. Tym samym, bez żadnych niepotrzebnych „rankingów”, zaufaliśmy nie tyle sobie i naszemu subiektywizmowi, co naszej historii, jaką przechodzimy z i bez Krzysia…

Rozejrzeliśmy się za siebie, po bokach i wtedy, wszystko już wiedzieliśmy: przecież tyle ważnych nam z różnych względów, bliskich sercu, poznanych wirtualnie lub w realu cudownych Dzieciaków napotkaliśmy! Niektóre z nich nie mają możliwości opowiadania o sobie innym za pomocą bloga, czy innych medialnych środków, a przecież niemniej niż inne zasługują na uwagę… Wszystkie jednak wiele nas nauczyły, wiele udowodniły i wiele otuchy dodają wciąż… Zatem postanowiliśmy im dać od siebie taki mały dowód wdzięczności, taki ukłon – od nas i od Krzysia.

Chcemy opowiedzieć o Was światu Kochane Maluszki  i uczynić przy tej okazji Wasz świat choć odrobinkę lepszym!

Wy Kochani, uczyniliście nasz świat dużo lepszym pomagając kiedyś nam i Krzysiowi – darowizny, 1%, dobre słowo… Pamiętamy, doceniamy i podkreślamy raz jeszcze jak wiele tak niewiele potrafi znaczyć, naprawdę! Nie zawodzicie i tym razem: dzielnie, pozytywnie, aktywnie pomagacie przez wielkie „P”! Nam pozostaje tylko wymyślić jak spłacić wobec Was w przyszłości ten dług wdzięczności 🙂

Przecież nawet jeśli Ktoś z Was nie będzie sobie mógł pozwolić na wygranie danej aukcji – będzie miał szansę poznać całą „plejadę” dzielnych, małych Wojowników, którzy wspierani z Góry przez Krzysia dalej dają radę… pięknie, odważnie, z rozmachem! Chcemy to „dawanie rady”, które jest czasem niezmiernie trudne i bolesne, im ułatwić. A gdy poznacie ich historie, ich subkonta i jeśli w tej relacji ktoś kogoś bardziej polubi, pokocha – wiecie co robić 😉

O naszych Maluchach możecie więcej poczytać na naszym Wydarzeniu RAP: zapraszamy, aby dołączyć i być na bieżąco z wszelkimi naszymi RAP-owymi pomysłami! 🙂

Wbrew pozorom, to nie na siłowni poznasz najsilniejszych Ludzi:

Adaś

W Adasiowej sali ćwiczeń nie znajdziecie sztangi, ale znajdziecie heroiczny trening o każdy uśmiech…, gdy w główce bałagan.

 KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Olafek w przypływach szczęścia podczas wodnego lub lądowego treningu zapomina o swoim nieposłusznych rączkach i nóżkach.

 1383108_582838701763398_1829721083_n

Marysi mięśniom nie pomoże ani orbitrek, ani rowerek, ale dużo mniej nam znane sprzęty, które pozwolą jej… żyć.

 100_4546

Wojtuś swoją niesamowitą metamorfozę z samotnego Choruska z Domu Dziecka na radosnego Smyka zawdzięcza treningowi miłości i specjalnej rehabilitacji.

 Zdj_cie0389-2

Nikoś w te Święta będzie dźwigał dwa ciężary: tęsknoty za Tatą oraz zamknięcia się na świat autystycznym kluczem. Jego sztangę może odciążyć wyjazd na turnus.

Niecodzienna ta siłownia, prawda? I to tylko maluteńka grupka ćwiczących, walczących, kilkorga z najsilniejszych… ❤

RAP – RYCERZYKOWA AKCJA POMOCY ruszyła!

Dziś: 11.12.13, czyli 3… 2… 1… AUKCJE START!

RAP – RYCERZYKOWA AKCJA POMOCY!

Co?

Książka „Rycerzyk”, wydanie w eleganckiej wersji albumowej.

Powstała pod patronatem kreatywności samego Krzysia, bo wspólnie uznaliśmy, że warto mieć zawsze przy sobie spisane najistotniejsze notatki z najważniejszej Lekcji Życia – a my przez taką właśnie przecież całkiem niedawno przeszliśmy… Warto do nich zawsze zaglądać. Warto ciągle wierzyć, że czasem wskażą drogę, którędy i jak odnaleźć choćby nieśmiały uśmiech, trochę więcej siły, ukrytą głęboko miłość…

Więcej…

Jak?

Poprzez licytacje Allegro!

Licytacje są wystawione przez nas, jako osoby prywatne, gdyż regulamin Allegro nie przewiduje wystawienia aukcji charytatywnej z wieloma numerami subkont, a my dzieciaczków, a przez to – różnych subkont – mamy pięć… Wybraliśmy najprostszą i najbezpieczniejszą drogę. Po skończonej aukcji – wylicytowaną kwotę W CAŁOŚCI przelejemy na odpowiednie subkonto dziecka, upubliczniając jednocześnie nasze potwierdzenie przelewu.

*) Rodzice/Opiekunowie Dzieci wiedzą o takiej formie aukcji i pomocy, wyrażają na nie swoją zgodę i obiecują doping 🙂

*) Mając świadomość kosztów wydania tej książki: twarda oprawa, elegancki papier, kolorowy druk, projekt okładki etc., aby zakup osiągnął swoją realną wartość, została ustalona cena wywoławcza, od której zaczynamy licytację: 50 zł. Ruszajcie z jej podbijaniem: choćby kolejno o 5 zł!

Więcej…

Kiedy?

Aukcja potrwa tydzień: od środy 11.12.2013 do środy 18.12.2013, do godzin wieczornych (szczegóły na aukcjach).

Dlaczego?

Całkowity dochód z wylicytowanej książki zostanie (po skończonej aukcji) odpowiednio przekazany na chore, bliskie, poznane przez nas w minionym roku, potrzebujące dziecko, które na tę pomoc bardzo czeka i już za nią z góry dziękuje. Każde dzieciątko zasługuje na dłuższe przedstawianie – zrobimy to bardzo niebawem, w trakcie trwania aukcji tutaj na blogu oraz na fb, obiecujemy!

Gdzie?

Teraz najważniejsze sedno sprawy: linki do aukcji, które mają za zadanie im pomóc!

Aukcja „Książka nr 1” (kliknij TUTAJ) dedykowana jest Adasiowi: poznaj Adasia

Aukcja „Książka nr 2” (kliknij TUTAJ) dedykowana jest Olafkowi: poznaj Olafka

Aukcja „Książka nr 3” (kliknij TUTAJ) dedykowana jest Marysi: poznaj Marysię

Aukcja „Książka nr 4” (kliknij TUTAJ) dedykowana jest Wojtusiowi: poznaj Wojtusia

Aukcja „Książka nr 5” (kliknij TUTAJ) dedykowana jest Nikodemowi: poznaj Nikosia

 

Link do wszystkich Rycerzykowych aukcji: kliknij TUTAJ

 

CZAS START!

Aukcje są aktywne do przyszłej środy, do godzin wieczornych!

DZIĘKUJEMY za Wasz udział, zaangażowanie, WIELKIE, NAJWIĘKSZE SERCE!

To co? RAPujecie z nami? 🙂

P.S. Ten wpis jest kompaktowy, ważny i pożyteczny – wiecie zatem co robić? 😉

dzieci_RAP

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o książce…

…, ale baliście się zapytać 😉

Kochani, mamy dobrą wiadomość: kurier został dziś rano wyczekany i chyba nigdy nie witałam go z takim uśmiechem… Tak, książki dotarły! 😀

Kiedy trzymamy teraz już realnie „Rycerzyka” w ręce, chcemy Wam o nim coś bliżej opowiedzieć.

Książkę tę zawdzięczamy Wam: gdyby nie tyle słów wsparcia, otuchy i uznania do tego co robimy za pośrednictwem tego bloga, pewnie nigdy byśmy się na ten krok nie odważyli. Dziękujemy w ciemno – nie wiedząc, czy ta książka także Wam się spodoba :-*

Treść tej książki dedykujemy „zdrowemu światu”, żeby przetrzeć niektóre oczy, żeby zatrzymać na chwilę myśli, żeby może przewartościować pewne sprawy… Jednocześnie „Rycerzyka” napisaliśmy także z pamięcią o Rodzicach Chorusków, żeby nie czuli, że są sami; tak jak my czuliśmy się na samym początku naszej drogi.

Zawartość „Rycerzyka” w dużej mierze oparta jest na najważniejszych, zmodyfikowanych wpisach z bloga – piszemy Wam o tym otwarcie. To dlatego, że nie chcieliśmy stwarzać i wymyślać historii Krzysia całkowicie od nowa; czegoś, co kiedyś zostało już napisane najprawdziwiej i najpiękniej – bo właśnie „tam i wtedy”.

W „Rycerzyku” pragniemy podarować Wam wiele wartościowych nowości:

– rozbudowany „Wstęp” i „Zakończenie” spinające całą tę opowieść klamrą cennych, nowych refleksji;

– niepublikowane dotąd nigdzie wcześniej Krzysiowe i nasze zdjęcia,

– medyczna opowieść Krzysia, uaktualniona o nowe „rewelacje” otrzymanych wyników sprzed kilku tygodni,

– rytm opowieści dzwoni głośno, gdy mowa o sprawach najważniejszych nam wszystkim, czasem przywołuje cichy uśmiech, nie raz pozwoli na skrytą łzę, aż do końca nie zdradzając swojego finału,

– część liryczna: nieznane dotąd nikomu prywatne wiersze Mamy i Taty Krzysia.

Skoro samo wydanie jest nie tylko materialnie, ale także emocjonalnie bardzo nam drogie i nietuzinkowe, tym bardziej sama sprzedaż musi być inna niż zwykle… Aukcje Allegro zaczynamy już naprawdę tuż, tuż… Bądźcie czujni! 😉

 Image

MAŁE CO NIECO O… KSIĄŻCE!

Niedziela przed północą. Dialog Taty i Mamy Krzysia, tuż przed zaśnięciem, które jednak tak „tuż” nie nastąpiło…

Tata Krzysia: Nie spodziewałem się takiego megapozytywnego odzewu na zapowiedź książki. Tylko martwi mnie jedna rzecz: jak wytłumaczymy sposób sprzedaży?

Mama Krzysia: Wytłumaczymy po kolei nasz zamysł… To znaczy, Krzysia zamysł…

***

No to tłumaczymy…

Kochani, po kolei… Pomysł wydania „Rycerzyka” zrodził się u nas dawno, rodził się długo, emocjonalnie, skrupulatnie, miał swoje „wzloty i upadki”. Teraz nadszedł czas, by Wam o nim bliżej opowiedzieć: wciąż niepewną ręką, wciąż z bijącym mocniej serduchem, wciąż z niepewnością jak to przyjmiecie…  Bo w końcu nasz pomysł i odwaga jego realizacji ograniczyły się do dwóch bardzo ważnych powodów:

a) sprawdzić czy Wam się ten pomysł spodoba – po wczorajszym odzewie wciąż nie możemy się z radości i zdumienia otrząsnąć i dziękując za tak wielkie wsparcie – kłaniamy Wam się w pas! 🙂

b) po prostu pomóc innym Dzieciakom:

Otóż stworzona samodzielnie przez nas, niezmiernie ważna, emocjonalna i prawdziwa książka pt. „Rycerzyk” w wersji wydania exclusive zostanie w całości nakładu – 5 sztuk – przekazana na aukcje charytatywne na Allegro. Każda z aukcji będzie dedykowana jednemu Choruskowi – bliskiemu naszemu i, mamy nadzieję, że wkrótce także Waszemu sercu. Ostateczna kwota wygranej licytacji książki zostanie w całości przelana na subkonto odpowiedniego Dziecka.

Widzimy Wasze zawiedzione, smutne minki: „czemu tylko 5 sztuk?…” 😦 Już odpowiadamy: zdecydowaliśmy się na tak maleńki nakład, bo musieliśmy ciąć i tak dość wysokie koszty takiego projektu, a zależało nam na pięknej oprawie wydania, na jej wysokiej jakości, na nadaniu książce charakteru albumu, który sprawi radość podwójną: Komuś, kto go otworzy i przeczyta oraz Komuś, kto dzięki Tej Osobie będzie miał szansę na godzinkę rehabilitacji więcej, na cząstkę dawki potrzebnego leku, na guziczek potrzebnego sprzętu…

Nie chcemy absolutnie nikogo urazić! Nie chcemy nagradzać książką tylko tych, których stać na troszkę większy wydatek niż cena standardowej książki. Wspólne zrzutki na licytacje w gronie zawodowym, bądź rodzinnym – dozwolone i mile widziane 🙂 Sami nie wiemy jak potoczą się aukcje, jakie zaproponujecie kwoty, czy w ogóle ktoś będzie w nich brał udział. Boimy się bardzo, ale wciąż przyświeca nam najważniejszy zamysł: książka ta ma być „cegiełką” – cegiełką na wielkiej ścianie pomocy naprawdę potrzebującym Maluchom… My w tę ideę uwierzyliśmy, wierzymy dalej, a Wy?

Mamy nadzieję, że się nie pogniewacie, że właśnie taki póki co system sprzedaży przewidujemy. Hm? Jeśli Wam powiemy, że Krzyś kazał te aukcje zorganizować… (synku, sorry, ale taka prawda, sami byśmy na to nie wpadli!) – to mamy nadzieję, że się nie pogniewacie 😉

Widać, u nas nic nie może być standardowo. Krzysia życie było dalekie od schematów – wszelkich! Wybrał on sobie także nie całkiem normalnych Rodziców… 😉 Ten blog także jest nie całkiem taki zwyczajny… Książka zatem musi iść za ciosem: jej dystrybucja jest też prawdopodobnie dość niespodziewana…, ale ważna, pomocna i nietuzinkowa.

Mamy nadzieję, że się przyłączycie do naszej akcji-aukcji: że będziecie mieć ochotę posiadać takie niepowtarzalne wydanie „Rycerzyka” w wersji deluxe, że tym samym wspomożecie choć troszkę któregoś z walecznych Krzysiowych kumpli! Oni naprawdę każdej sumy bardzo potrzebują, na każdą zasługują, za każdą pięknie dziękują!

Trzymajcie rękę na pulsie i śledźcie bloga, bo aukcje startują tuż, tuż… 🙂

PS. Być może w przyszłości, w zależności od powodzenia obecnych aukcji dołożymy wszelkich starań, aby już bardziej ustandaryzowane książkowo (mniejsze i czarno-białe) wydanie „Rycerzyka” otrzymał każdy chętny! Zgoda? 😉

Image