Szampański nastrój za chwilę. Na razie, w ostatni dzień tego roku, pozwalam sobie na wspominki. A sięgając do szuflady, by zamienić stary, zużyty kalendarzyk na nowy – pojawia się kilka myśli, którymi chciałabym się podzielić. To nie będzie żaden bilans, podsumowanie roku.
Dziś, zamiast wielu słów – tylko kilka, zamiast wielkich przemyśleń – jedno proste życzenie, zamiast codziennej, narracyjnej prozy – obraz. W roli głównej: kalendarzyk 2013. Niech wyrwanych tutaj z niego kilka kartek posłuży za uszczypnięcie, że to co się działo – działo się naprawdę. A tych kilka słów komentarza, niech pozostanie jako swoista klamra spinającą to, co było…, to, co się zdarzyło…, to, w czym mieliśmy zaszczyt uczestniczyć – z Krzysiem.
Stary, wysłużony, dobry… Pamiętał o wszystkim, pomieścił wszystko: nie narzekał, nie płakał, nie buntował się…, choć zamiast standardowych notatek, przypomnień o dentyście, kawie z koleżanką na mieście, zawodowych zobowiązaniach… przypominał o zupełnie innym wymiarze każdego tygodnia pierwszej połowy tego roku: „pamiętaj, by ‚jutro’ było bezpieczne dla Krzysia!”.
Pamiętacie zapewne nasze czekanie – najważniejsze, najdłuższe czekanie na wspólne wyjście do domku z synkiem! Gdy zrozumieliśmy, że cud nie nadejdzie – Krzyś nie wyzdrowieje, jedynym celem, marzeniem było pokazanie mu jego DOMKU! Na przybycie naszego Pacjenta musieliśmy się porządnie przygotować…
Były misie, kolorowe łóżeczko, milutkie kocyki, pozytywki, karuzela, prezenty i… standardów było by na tyle. Kalendarzyk musiał wszystko przewidzieć, załatwić, zamówić. Często spotykał się z Przyjaciółmi z medycznym tytułem; zamiast do sklepu – na zakupy chadzał do apteki; a w miejsce notatek – zapamiętywał Krzysiowe gorączki, nowe i nowsze zalecenia, godziny i dawki leków, przepisy na dozwolone deserki…
Wiosna przyniosła chwilę oddechu i nam, i kalendarzykowi… Bo po co tracić cenny i najpiękniejszy nam podarowany czas na jego uzupełnianie, gdy wystarczy tylko wielkim drukiem opatrzonym radosnym emoticonem wpisać: „Razem w Domku – nareszcie!”, „10-te urodzinki Krzysia„, „Pierwszy spacer„. „Rano- werandowanie„… Potem, w między czasie kalendarzyk obrywał smutną, ciężką łzą, gdy stawiały się smutne minki i zabrakło sił na jakąkolwiek organizację czasu, bo trafialiśmy znów do szpitala – na aż za bardzo dosłownie przeżyte Triduum Paschalne, na ostatni krótki pobyt…, z którego nie wrócimy już nigdy więcej do domku razem.
Dlatego II połowa roku w kalendarzyku była albo pusta – bo brakowało nam pomysłu „co dalej?”, albo bardzo pokreślono-pomazana, gdy po raz kolejny zaczynaliśmy podsumowywać, układać, planować, organizować wszystko „od nowa”.
Przede mną leży właśnie i wdzięczy się nowiutki, błyszczący kalendarzyk na rok 2014. A mnie nasuwa się z nie wiadomo skąd pytanie, wraz z gotową odpowiedzią: gdyby miał kiedyś palić się mój dom i mogłabym zabrać podczas ucieczki tylko jedną rzecz – zabrałabym kalendarzyk 2013. Jego wysłużone kartki, zmęczony emocjami atrament, mieszczą w sobie – na zawsze – najpiękniejsze i najgorsze chwile naszego życia – jednocześnie. Nigdy nie spotka mnie przecież nic piękniejszego niż domowy poranek, gdy budzą mnie dwie maleńkie rączki machające ze swojego łóżeczka… Nigdy nie spotka mnie przecież nic gorszego niż walka z poczuciem nieodwracalnej pustki po maleńkich rączkach, po kolorowym łóżeczku… Nigdy nie spotka mnie również coś tak bardzo cennego wobec doświadczeń, emocji, przeżyć…, bo to co pomieścił w sobie ten kalendarzyk przypomni mi zawsze wtedy, gdy znów zacznie wszystko się walić: „Tym razem też dasz sobie radę”.
Wpis ten miał być klamrą spinającą to, co było… Nie będzie to jednak gruba skórzana klamra zamykana specjalnym kluczykiem na zamek, do którego hasło dostępu chciałabym szybko zapomnieć… Klamra ta, to cieniutki rzemyczek, niteczka, zawiązana na luźną kokardkę…, żeby do niego wracać – kiedy smutno, wracać – kiedy radośniej, wracać – dla opamiętania, wracać – do najważniejszych wspomnień, wracać – do lekcji kochania.
Jednocześnie otwieram nowy kalendarzyk i robię w nim pierwsze notatki… Jakie? Piszę ŻYCZENIA: sobie, Tobie, WAM…
Życzę nam wszystkim i każdemu z osobna, aby nadchodzący NOWY ROK przyniósł każdemu najwłaściwszą drogę – do przejścia.
Gdy będzie – zbyt wyboista – założymy trapery… Gdy będzie zbyt gładka – uważajmy, żeby się nie poślizgnąć.
Życzę, aby każdy następny kalendarzyk zamykał się Wam taką samą lekką, rzemykową klamrą – by się chciało wracać do przeszłości, by się uśmiechać do wspomnień – mimo wszystko…
Życzę, aby każdy z nas czuł się tak prosto, tak zawsze – szczęśliwy – sam ze sobą, u kogoś w ramionach, w swoim kątku lub na końcu świata…
Życzę, aby każda kalendarzykowa strona oprócz tekstu zapisanego w pośpiechu zawierała niewidoczną, a odczuwalną radość, spełnienie, dobroć, życzliwość, przyjaźń, miłość…
Mama, Tata i nasz Aniołek-Krzyś