C JAK „CO U CIEBIE… DOBREGO”?

Kochany Krzysiulku,

Nadeszła pora na literkę „C”, a w tytule naszego listu do Ciebie znajdziesz aż trzy „C” i jeden wyraźny znak zapytania. No właśnie, będziemy szukać odpowiedzi na wyżej zadane pytanie. A dlaczego? Bo… czy… coś u Ciebie dobrego? A u nas? A u Was?

Znasz pewnie Kochanie bajkę „Smerfy”, prawda? Czytaliśmy je razem J Była przytulna, radosna wioska z Autorytetem – Papą Smerfem, była urocza, szanowana kokietka – Smerfetka, nielubiany Ważniak i jeszcze bardziej nielubiany Maruda. Było może i niepoprawnie politycznie, było zbyt utopijnie, ale było życzliwie i radośnie, pytano najzwyczajniej „co u Ciebie dobrego?”.

Co u Ciebie dobrego? … Uczymy Cię tego pytania, bo je słychać coraz rzadziej. Syneczku, smutne to, ale nasz świat skreśla coraz więcej pozytywnie brzmiących wyrazów ze współczesnego słownika. Spotykając kogoś przypadkiem rzucamy niedbałe „Co tam?”. Uwielbiamy rozprawiać o nieszczęściach – najlepiej cudzych. O swoich radościach wolimy nie opowiadać – żeby nie zapeszyć. Jak nie znajdujemy przysłowiowego palca – źle, jak go mamy – chcemy całą rękę! O marzeniach… przestajemy pamiętać. Niech żyje narzekanie!

Co u Ciebie dobrego? … Uczymy Cię tego pytania, bo właściwie jest wręcz niestosowne. Bo człowiek człowiekowi wilkiem. Bo zanim poznamy albo przypomnimy kogoś imię, wolimy przemyśleć zawartość jego portfela. Bo zamiast rozmawiać o planach, zamiast dyskutować o pasjach, zamiast wymieniać chęć wzajemnej pomocy; wolimy plotkować… o innych. Zazdrość, hipokryzja. Takie trudne słówka teraz Krzysieńku się trzymają kurczowo naszych czasów. Doszłoby do tego jeszcze warcholstwo, egoizm i arogancja. Dużo by jeszcze wymieniać… No i nowa dewiza: nie narzekasz – nie żyjesz!

Co u Ciebie dobrego? … Uczymy Cię tego pytania, bo przecież nie przechodzi przez gardło, gdy wkoło tyle zła, przecież nie można się oszukiwać… Skoro wciąż chorują dzieci, umierają ukochani bliscy… Skoro praca nie daje ani pieniędzy, ani satysfakcji. Skoro polityka stroi nieustannie formę farsy, tragikomedii. A żartując na temat jabłek Putina, w głębi odpychamy nieodzowny strach, aby tylko na jabłkach się skończyło. Nie na granatach.

Nasza Smerfowa wioska się przetasowuje – łączymy się w kolory, w zasobności portfela, w poglądy. Papa Smerf nie istnieje w ogóle, albo wręcz przeciwnie – jest ich wielu – bo każdy na swój sposób kreuje swojego Nieomylnego, Niepodważalnego Wodza. Z kpiną patrzymy na Smerfetkę i Lalusia – nie uśmiechamy się do nich, raczej śmiejemy się z nich. Nie słuchamy Smerfa Ważniaka – i tak wiemy najlepiej. Za to – na rękach nosimy… Smerfa Marudę! Wiwat Maruda!

Co u Ciebie zatem dobrego, Synku? U Ciebie teraz samo dobre – „psecies wiecie”. Jesteś obok :-*

Co u nas dobrego? Nie przypominamy Smerfa Lalusia, po prostu nauczyliśmy się cenić życie takie, jakie ono jest – przeróżnokolorowe – z wdziękiem Smerfetki, w okularach Ważniaka, uciekając przed Klakierem, szukamy swojego Papy Smerfa. Nie chcemy Cię Kochanie przekonywać, że problemy nie istnieją – one są, martwią, nie dają spać… Ale sporą część z nich wymyślamy sobie sami. A czasem wystarczy te wymyślone przegonić odważnym uśmiechem, dołączając przekonanie, że „nie da się” nie istnieje.

A co u Was DOBREGO?

Mamy taki pomysł… Wyjdźmy ze swoich zgrzybiałych od często sztucznych smutków i zmartwień smerfnych chatek; stłuczmy szklaną kulę, w którą pakujemy swoją wioskę; idźmy zapukać dalej… Przez ekran monitora (fb) przecież nawet nie zorientujemy się, że ktoś zniknął, czy się pojawił – w jego domu zauważymy dopiero nową obecność lub nową pustkę. Emotikonka smutku, czy uśmiechu nie da nam usłyszeć ich brzmienia i prawdziwego powodu – spojrzenie pary oczu – tak! Poklepanie po ramieniu, ciepłe słowo, obecność… nie uleczą świata, ale uleczą czyjeś serce. Spontaniczna radość, niekontrolowany śmiech nas nie ośmieszą w oczach innych, ale pocieszą we własnym duchu. Chcemy zmienić świat? Zacznijmy od siebie!

Wyjdźmy z naszej wioski plotek i narzekań, swojego prywatnego Marudę niech każdy zostawi w lesie i… zapukajmy do zamku Gargamela, pytając: „Co u Ciebie… dobrego?”.

weekendzie

Ocalić przyszłość w rytmie RAP!

Powoli gasną światła…

I nadciągnęły długie, jesienno-listopadowe wieczory. I znów myśli biegną tam, gdzie słoneczne, letnie słońce by ich nigdy nie zagnało. I są smutaski, że faktycznie zimno, że krótszy dzień, że w pracy nie poszło… I jest ten wewnętrzny „bacik” mówiący: przecież za chwilę spadnie śnieg, dzieciaki wybiegną lepić bałwany, ślizgać się na sankach, będzie znów pełno prezentów, magicznej atmosfery… A co, jeśli taki jeden słodki Maluszek nie pobiegnie…? Bo nie może. Bo jedynym prezentem o jakim marzy, to super droga operacja? A operacja to życie – życie sprawne, radosne, beztroskie. Życie na jakie zasłużyło absolutnie każde dziecko. Nie dane jest ono jednak absolutnie każdemu…

Niewidoczny Dyrygent…

Krzysiulek nasz zapewne sobie przypomina jak rehabilitował dzielnie swoje nóżki, turlał je na piłce, pluskał w wodzie… Najzabawniejszą, wręcz legendarną była jednak tradycja ubierania kolorowych, najweselszych skarpetek jakie wymyślono: skarpetki-grzechotki, skarpetki-3D, skarpetki-samochodziki, skarpetki-pysiate misie, skarpetki-uśmieszki, skarpetki… pt. „uśmiechaj się do mnie, nie smuć”. Tak, skarpetki były tym mini elementem – psychicznym wytrychem, który odwracał nasze myśli, emocje i koncentracje od szwankującego zdrówka Krzysia. A teraz nasz Synuś pyta – a co muszą myśleć Najbliżsi Chłopczyka, którego widok skarpetek powoduje… strach przed przyszłością, ból niedopracowanych diagnoz, rozpacz niepełnosprawności? Bo…skarpetka jest tylko jedna.

Na scenie: KUBUŚ

Najlepiej, bo bez żadnych pomyłek w skomplikowanej sprawie opowie o sobie sam Mały Bohater: „Mam na imię Kubuś, urodziłem się z bardzo rzadką wadą prawej nóżki o nazwie fibullar hemimelia. W mojej nóżce brakuje kości strzałkowej, kość piszczelowa jest wygięta i skrócona o ok. 6 cm, a stopa ma 4 paluszki i jest ustawiona w koślawości. Nie mam prawej rączki i przedramienia, a w lewej rączce 3 i 4 palec jest zrośnięty (przy czym 4 paluszek jest grubszy niż powinien). Czeka mnie wiele operacji (rekonstrukcja stawu skokowego, rozdzielenie paluszków u lewej dłoni, prostowanie oraz wielokrotne wydłużanie prawej nóżki, oraz protezowanie prawej ręki) Przez wiele lat będę rehabilitowany. Moje leczenie będzie bardzo długie i kosztowne, dlatego proszę ludzi dobrej woli i wielkim sercu, którzy chcą i są w stanie mi pomóc, o wsparcie, zarówno finansowe, jak i duchowe.”

 Więcej o Kubusiu poczytajcie TUTAJ

I odwiedźcie jego facebookowy profil: TUTAJ

Pora na… RAP!

Kubuś jak pewien Miś Puchatek

Po Stumilowym Lesie najchętniej rozrabiałby,

szukając czy za jakimś drzewem nie schował się jakiś Uszatek 🙂

Bajkowo Chłopcu naszemu być mogło tak stuprocentowo,

ale niestety zmagać się musi z bardzo rzadką chorobą.

Rączką nieswoją powoli uczy się posługiwać,

Gdzie niejeden dorosły nie umie takiej nigdy zaakceptować.

Aby jednak piękne serce w Krasnalku z Limanowej rosło z dumy zdrowo,

Musi on mieć swoją nóżkę na bieganie i wszelkie harce sprawną i gotową.

Po mokrych oczkach, po wielu kręcących „nie da się” głowach,

Klinika w Ameryce z realną, choć bardzo drogą pomocą jest gotowa!

 

Bilet wstępu na nasz „koncert RAP”:

Jak zawsze – do “nabycia” bez wychodzenia z domu!

Koszt – 5 zł – nie mniej, nie więcej! Czy pojedynczo, czy rodzinnie – jak tylko chcecie, jak możecie…

Gdzie nabyć?

Najprościej: dane do SUBKONTA  KUBUSIA na jego stronie na FB: TUTAJ

Oraz na zbiórce na portalu SIEPOMAGA: TUTAJ

RAP Kubuś

I piośenka!

B jak Babcia

Kochany Krzysiu,

Najwyższa pora na nasz kolejny alfabetowy list do Ciebie. Tak, to prawda, że powinniśmy go już dawno napisać tutaj, ale przecież sam najlepiej wiesz, że z takimi Rodzicami jak my, to nawet najaktywniejsze Aniołki mają często trudno się wyrobić z dotrzymywaniem kroku 🙂 Dziękujemy Ci Kochanie, ze nadążasz – każdego dnia, nieustannie dając nam o tym swój znak – czasem dyskretny, a czasem z dość dużym przytupem :-*

Dziś wreszcie wieczór chwilowego zatrzymania się. A jak zatrzymania, to pierwsza i jedyna nasza myśl biegnie ku ukochanym Najbliższym. Więc B jak Babcia. A jak Babcia, to zawsze Dziadek. Pamiętasz ich, prawda? Czworo ukochanych, przekochanych i kochających najmocniej Ludzi, których – żeby było łatwiej Ci opowiadać – zamkniemy w słówku „Babcia”.

B jak Babcia. Kto to taki, Krzysiu? Tak, Ta, która nad Twoim łóżeczkiem robiła śmieszno-słodkie minki. Ta, która dokładniej niż najdokładniej przecierała Ci zupki. Ta, która nie liczyła kilometrów, które trzeba by było przejechać z mazowieckich stron, by być zawsze wtedy, gdy jej potrzebowaliśmy. Ta, która dumnie przedstawiała Twoją historię na całym Podkarpaciu. Ta, która czekała najcierpliwiej na moment trzymania Cię w ramionach. Ta, która była gotowa walczyć jak lew, gdyby tylko można było odwrócić diagnozy. Ta, która podtrzymywała nasze ramiona, gdy opadały z bezradności. Ta, która Ci śpiewała kołysanki z najszczerszym uśmiechem szczęścia, jaki kiedykolwiek wymyślono. Ta, która płakała cichutko w kąciku, co by nikt nie widział… Ta, która wierzyła najmocniej; ta, która nigdy nie zgasiła nadziei; ta, która wierzyła mimo wszystko… Ta, która nie zadawała pytań, a mówiła: „Jestem w Wami”. I była. I jest. I tak samo dziś kocha najmocniej, wierzy bezwarunkowo, patrzy cichutko z boku, z nadzieją – na nasze szczęście. I gdy będzie taka konieczność – będzie o nie walczyć. Bez skrupułów.

B jak Brawura. Babcia odważnie zdecydowała się odwrócić swoje życie do góry nogami. Była to bardzo odważna decyzja wielkiego serca. Potem Ty odwróciłeś nasze i jej życie do góry nogami – była to niespodziewana i bolesna decyzja, ale ją uszanowaliśmy. Teraz bierzemy udział w takiej turlance „do góry nogami, do dołu rękami” z obiema babciami, bez trzymanki, nie wiedząc co za zakrętem, ciągle obijając się o szpitalne korytarze… Kochanie, jeśli możesz… Jeśli i tak wszelka kolej rzeczy, zdarzeń, pożegnań, równowaga emocji została zachwiana – pozwól nam się tak turlać w dobrym kierunku, żeby już nikt nigdy nie płakał… za wcześnie; żeby na mecie był rodzinny dom pełen beztroskich, zdrowych (!), uśmiechniętych twarzy. Z tylko jednym pustym miejscem przy stole – ciągle najważniejszym, ciągle najsmutniejszym – Twoim.

B jak Bardzo Dobry Człowiek. Babcia, Krzysiu, to taka Osoba, która pewnie by Cię z uśmiechem wysłuchała jak jej uroczo tłumaczysz co to ”fejśbuk”, laptop, tablet, ale Ty i tak na koniec byś pewnie wiedział więcej od niej 😉 Babcia może i nie orientuje się w nowinkach z trendów fitness; nie ogląda off-owych, ekscentrycznych filmów; nie patrzy na markę metki na swetrze… Ale wiesz co, Krzysiu? Twoja Babcia nosi w sobie najbardziej dobrą markę wszech czasów, coraz rzadziej spotykaną – dobroć. A w dzisiejszym wielkim świecie, podwórkowym światku, blichtrze pokus, dobre serce to nie taka łatwa sprawa… Na szczęście, Słonko, jeśli lekcje dobroci są porządnie wykładane nam w praktyce przez całe życie, miejmy nadzieję, że zbierają one owoce takie, jakich oczekiwano. Choć przyznam Ci się Synuś, że jak patrzę na te spracowane ręce, błyszczące energią oczy, ponad-intensywną inicjatywę niesienia pomocy – tej wielkiej i tej dobrej, zaczynam się zastanawiać, czy teraz My-Mamy, kiedyś My-Babcie będziemy mieli tak samo wielki skarb Dobroci zamknięty w swoich sercach…? Pozwól, że to pytanie pozostawiam otwarte. Może za parędziesiąt lat wezwiesz nas do tablicy…, do odpowiedzi 🙂

Krzysiuniu, tak na koniec… B jak Babcia to… Bardzo Wielki Skarb! Dbaj o niego, plosiem 🙂 :-*

White table 011

„Przeszedłem tylko do sąsiedniego pokoju”…

Śmierć nie jest końcem wszystkiego…
Przeszedłem tylko do sąsiedniego pokoju.
Nadal jestem sobą…
I dla siebie jesteśmy tym samym, czym byliśmy przedtem…

Zatem nazywaj mnie jak zawsze…
Nie zmieniaj tonu głosu, nie rób poważnej i smutnej miny…
Śmiej się tak, jak dawniej robiliśmy to razem…
Uśmiechaj się, myśl o mnie,
módl się za mnie…


Niech moje imię będzie wciąż wymawiane…
Ale tak, jak było zawsze, zwyczajnie i bez oznak zmieszania…
Życie przecież oznacza to samo, co przedtem,
Jest tym samym, czym zawsze było…
Żadna nić nie została przerwana…


Dlaczego więc miałbym być nieobecny w twoich myślach,
Tylko, dlatego, że nie możesz mnie zobaczyć?
Czekam na Ciebie bardzo blisko…
Tuż-tuż…
Po drugiej stronie progu…


Dzieli nas tylko czas…
Bo ja już doszedłem, ty wciąż jesteś w drodze…

/autor nieznany/

Dla wszystkich Tych, którzy bardzo by chcieli odwiedzić dziś naszego Małego Rycerzyka, ale znajdują się daleko od jego „łóżeczka”…:

20141031_09015720141031_09013420141031_090054

A my? O Wszystkich Małych Wielkich Świętych pisaliśmy dokładnie rok temu – nic nie chcemy zmieniać, dodawać. Teraz? Dziś? Rok później? Kolejny raz pozwalamy sobie „zatopić” nasze najważniejsze Serduszko w morzu kwiatów… Wkładając we własnoręczne układanie bukietów… całe nasze serca. To wszystko co możemy. I skoro do Tego Sąsiedniego Pokoju nie dane nam zajrzeć choćby przez dziurkę od klucza, to teraz, to dziś – kolejny raz pozwalamy sobie na wspomnienia… nawet trochę bardziej niż zwykle.

Ze szczególną dedykacją dla Tych, którym także niedawno przyszło się zmierzyć z „nie mogę uwierzyć…”: