NAJDOROŚLEJSZE DZIECI ŚWIATA

Na przekór… Zamiast kolorowego lizaka – sonda. Zamiast nowego rowerka – koncentrator tlenu… Zamiast pierwszego „mama” czy „tata” – pikanie aparatury…

Na przekór… Zamiast promocji do kolejnej klasy – nowa, druzgocąca diagnoza.  Zamiast „jak będę duży, będę policjantem” – „będę… jutro?”.

Na przekór… Zamiast „żyli długo i szczęśliwie!” – wielka kpina losu… Zamiast szelmowskiego uśmiechu Psotnika – najmądrzejsze spojrzenie gdzieś Tam…

Na przekór… Zamiast wakacji nad morzem – kolejny zabieg. Zamiast „jaki słodki, jaki uroczy, jaki urwis” – „jaki dzielny, jaki silny, jak dorosły”…

Na przekór… Zamiast liczyć świeczki na torcie – ich Iskra gaśnie, zanim ich Rówieśnicy zdążą się zorientować co to „urodziny”…

Na przekór… Zamiast „był naszym synkiem”- JEST z nami, w nas, dla nas… Zamiast łez – poszukiwania najpiękniejszego Misia na prezent i ulubionych truskawek…

krzys1

krzys2

Na przekór… Niech białe baloniki nie tylko fruną w październikową, jesienną słotę do Nieba w Dzień Dziecka Utraconego… Niech dmuchane białe serduszka trzepocą 1. czerwca radośnie nad dziecięcymi kołderkami z kamienia… Niech cieszą zdziwione Aniołki…

baloniki1

baloniki2

Na przekór… Dzień Dziecka – także ich Dzień! Przecież to najprawdziwsze dzieci z prawdziwych – bo już nigdy przenigdy nie będzie im dane dorosnąć…

Nasze kochane Wieczne Dzieci – w bolesnej dosłowności tego słowa – bądźcie wiecznie szczęśliwe!

Tego dziś Wam życzymy!

Rodzice Krzysia

Bo jak śmierć potężna jest miłość… Miłość Matki!

Mamo, mamusiu, mamcia, mateńko… Jest taki dzień, kiedy te słowa wymawia się częściej, głośniej, świadomiej… Jest taki dzień, kiedy brzmią one tonem cieniutkich, dziecięcych głosików albo powagą, rozrzewnieniem dojrzałego głosu… Bo wszyscy jesteśmy dziećmi. Bo spora większość z nas najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa zawdzięcza Mamie. Bo absolutnie każdy dochodzi kiedyś do wniosku, że „mama” to nie tylko więź rodzina, to nie tylko rola do odegrania, to nie tylko praca na pełen etat poza tą zawodową… Ale to nie będzie wpis jakich wiele z okazji dzisiejszego Święta. Nie będzie o wychwalaniu Mam i nawoływaniu dzieci, by kochały je nie tylko od święta… Będzie za to o znaczeniu słowa „Mama”, kiedy to nazwanie Kogoś nim jest największym wyróżnieniem, jakie nas – kobiety może spotkać .

Mamo, mamusiu, mamcia, mateńko… A co jeśli zamiast tego zwrotu, często okraszonego słodkim grymasem, prośbą o pomoc albo najszczerszym uśmiechem słyszymy ciszę?… Niełatwo jest być Aniołkową Mamą. Niełatwo mijać place zabaw i w wyobraźni jedynie domyślać się ulubionej karuzeli Krzysia… Niełatwo wspominać najnaturalniej jak potrafimy o swoim dziecku w większym gronie, gdy zapada niezręczna cisza… Niełatwo swobodnie, po prostu rozmawiać o dzieciach i rodzicielskich problemach z innymi, jeśli jesteśmy świadome, że wzbudzamy zakłopotanie: bo nie wypada zagadnąć o synka, skoro go nie ma…, bo nikt nie chce wywoływać łez albo się dziwi, że jest ich zbyt mało… A zamiast nich? Radosna, pełna emocji i przejęcia opowieść o jednej z naszych np. „krzysiowych” przygód. Tak… my Aniołkowe kochamy rozprawiać o swoich brzdącach – przecież byłyśmy w ciąży i miałyśmy humory, smaki, lęki; nie spałyśmy po nocach walcząc z zasadami laktacji; wędrowałyśmy po forach szukając który wózek, jaki kocyk, gdzie po najlepsze pampersy… Tak, jesteśmy naznaczone zdecydowanie zbyt krótkim stażem macierzyństwa. A po to by rachunek się zgadzał – dostałyśmy bardzo ciężki bagaż doświadczeń na start, aż do mety – przy której tak bardzo nie chciałyśmy widzieć żadnych chorągiewek, że to już… Tak, nasze dzieci czasem nie powiedzą nam dziś standardowych życzeń, nie wręczą laurki, nie zaśpiewają piosenki… Za to nasze dzieci spełnią nasze życzenia – nie tylko dziś, ale zawsze. Bo nasze dzieci są – tylko w takiej innej, może niewygodnej dla niektórych, a dla nas ciągle najważniejszej postaci. Są nasze. A my jesteśmy dalej mamami, takimi na 100%, mając okazję się spełniać zawsze w naszej roli – myślą, wiarą oraz dyskusją – o naszym wyjątkowym dziecku, laktacji, wózku, pampersach…

Mamo, mamusiu, mamcia, mateńko… A co jeśli słowa te wypowie cichy szept? Co wtedy poczujemy? Co czujemy myśląc sobie „jestem Matką”? Ktoś mądry powiedział mi ostatnio, że to nie tylko matka rodzi dziecko, ale dziecko rodzi matkę… Jakim był Krzyś – wiem. Jaką on mnie widział – nie mam pojęcia. Jednak gdy jakaś rola człowiekowi jest dana, a potem zabrana, to zawsze lubimy ją podsumowywać. Szczególnie, jeśli chodzi o intensywny, a relatywnie krótki odcinek czasu. I cofając się myślami wstecz już wiem, że bycie mamą, to nie tylko danie życia…, a raczej to nie tylko danie jednego życia… Dajemy także szansę sobie na drugie, inne, bogatsze życie. Bo bycie mamą uczy pokory: wtedy, gdy zamiast własnych zajęć, trzeba gotować zupkę lub wtedy, gdy pierwsze kroczki zajmują trochę więcej czasu, niż byśmy sobie tego życzyli… Bycie mamą uczy determinacji: nieodgadnione siły walczą o lepiej napisany sprawdzian w szkole albo o jedną konsultację specjalisty więcej w szpitalu… I wreszcie – bycie mamą uczy miłości: tej największej, gdy zaczynamy kochać właściwie już „w ciemno” głaszcząc powiększający się brzuch, a potem opiekujemy się bezwarunkowo, aż do końca jego/jej albo swoich dni…

I już dziś wiem, że kiedy to moje dużo dłuższe niż Krzysia życie skończy swój bieg; nieważne co wyryją mi na płycie: specjalista, inżynier, zdobywca takiej czy owakiej nagrody, profesor czy „no name”… Najważniejsze, że w moim sercu pozostanie zawsze najważniejsza rola życia pt. „Mama Krzysia”. I nieważne co kiedykolwiek, gdziekolwiek się jeszcze wydarzy – zawsze to z niej jestem i będę bardzo dumna! I właśnie dziś chcę to wykrzyczeć. I takiej dumy właśnie życzę każdej Mamie… Dumy Bycia Mamą.

Synu, syneczku, synku… dziękuję Ci za zaszczyt dania Ci życia i dziękuję za życie, które Ty mi dałeś… Nie zamieniłabym go na żadne inne.

 

Mamcia.

 Image

 

 

RYCERZYK W AKCJI POMOCY (RAP) PO RAZ PIĄTY!

Powoli gasną światła…

Niedługo minie rok odkąd zgasło nasze jedyne, najważniejsze Światełko… Dlatego pozwólcie, że może ten RAP będzie troszkę mniej „uśmiechnięty”, będzie poważniej, może i smutniej, ale… świat bywa często taki mało „uśmiechnięty”. Idzie wiosna…, a właściwie nastała już pełną parą! Wszyscy się budzą do życia, do kochania, do czekania na słońce, które doda energii? Wszyscy? No właśnie.

Niewidoczny Dyrygent…

Dziś Krzyś bardzo chce zwrócić słuch, myśli, uwagę i serca swojej rapującej Orkiestry w stronę „jedynego takiego miejsca na ziemi”, gdzie dosłownie wszelkie „problemy przestają mieć znaczenie”. Jedyne – bo niestety póki co jedno w Polsce takie hospicjum dla noworodków, gdzie Maleńkie Choruski może zdążą poczuć na swojej buzi dotyk mamy, promyk słońca, pocałunek taty…, a może nie. Dziś nasz Dyrygent mocniej potrząśnie batutą, bo Ci co nie znają tematu, nie uwierzą… , że dzięki takim miejscom jak hospicjum dla nieuleczalnie chorych noworodków, słowa dzisiejszej piosenki nabierają jakże dosłownego znaczenia: „jest na ziemi jedno moje małe miejsce, gdzie poza biciem serca nie liczy się nic więcej…”.

Na scenie: hospicjum dla noworodków

Hospicjum dla nieuleczalnie chorych noworodków powstało z inicjatywy Fundacji Gajusz i kłaniamy się w pas za odwagę, pomysł i przede wszystkim jego realizację. Nie ma w Polsce drugiego takiego miejsca, by dzieci mogły spokojnie zasnąć na zawsze w ramionach Rodziców, bez konieczności uporczywej terapii, bez poczucia okrutnej samotności, bez lęku, że ktoś może nie zdążyć powiedzieć „kocham”, „do widzenia”… Na świecie rodzi się mnóstwo maleńkich, bardzo chorych dzieci, którym wciąż medycyna nijak nie może pomóc. Ta smutna rzeczywistość się nie zmienia. Nie zmienia się też otaczająca ją prawda: Rodzice tych Maleństw pozostawieni są sami sobie…

Więcej o hospicjum TUTAJ: Artykuł o Hospicjum

Dobrze, że powstało takie właśnie hospicjum i chcemy je wspierać. Tutaj „wszelkie problemy przestają mieć znaczenie”, bo naprawdę się o nich nie myśli żyjąc, kochając, dając całego siebie, gdy to życie, miłość i drugi maleńki człowieczek obok trwają razem tylko chwilkę, a my mamy tylko jedno zadanie: potrafić ją wykorzystać. Krzyś nasz doskonale wie, że dzięki tej „chwili”, jaką nam było dane razem spędzić –nasze oraz jego życie nabrało większego sensu. Jakiego? O tym cały ten blog. Szkoda jednak, że ta „chwila” trwała tak krótko. Szkoda, że tę „chwilę” zabrały nam długie miesiące szpitalnej rozłąki. Bo zawsze słyszeliśmy, że za wcześnie, by iść do domu/domowego hospicjum…; za późno/za długo, by pozwolono nam siedzieć przy krzysiowym łóżeczku na oddziale Intensywnej Terapii. Brakowało dla nas miejsca, które jeszcze nie jest domem, a już nie jest szpitalem. I ciągle go brakuje.

Inne Maleństwa na szczęście mają szansę być z Rodzicami od początku do końca, choćby ten odcinek czasu miał trwać kilka miesięcy, dni czy minut… Naprawdę warto taką inicjatywę wspierać. Dziękujemy!

Pora na… RAP!

Dziś piosenka będzie króciutka,

A właściwie tak długa, jak ściska Mamy dłoń chora rączka malutka.

Uścisk ten zmienia bieg historii,

Bo daje więcej niż złote medale w każdej olimpijskiej kategorii.

Jeśli to smutne, niedorzeczne, się „nie zdarza”,

Nie odwracaj wzroku, a pomóż Rodzicom,

którzy też tak myśleli idąc do swoich marzeń ołtarza.

Życie, czy długie, czy krótkie bywa,

Niech zawsze najbardziej prawdziwy uśmiech dumy i spełnienia, choćby pod falą łez, skrywa.

Bilet wstępu na nasz „koncert RAP”:

Jak zawsze – do “nabycia” bez wychodzenia z domu!

Koszt – 5 zł – nie mniej, nie więcej! Czy pojedynczo, czy rodzinnie – jak tylko chcecie, jak możecie…

Gdzie nabyć?

Najprościej: wspierając subkonto Hospicjum poprzez portal SIEPOMAGA.PL klikając tutaj:

Zbiórka SIEPOMAGA dla Hospicjum

imageZdjęcie pochodzi ze strony: http://www.siepomaga.pl/f/gajusz/c/1457

 

 

Obiecaliśmy sobie w zeszłym roku, że …

Obiecaliśmy sobie dokładnie rok temu, że nic już nie będzie takie samo… Nasze „za rok” minie już niebawem. Dokładnie 5-tego czerwca minie najdłuższy rok naszego życia – rok bez Krzysia. I nic nie jest takie samo. Ani my. Ani nasz dom. Ani nasze priorytety.

Obiecaliśmy sobie w zeszłym roku, że naszym „krzysiowym” miejscem na zawsze pozostaną Bieszczady. To tam uciekliśmy znaleźć kryjówkę, gdy nagle tuż po ostatnim pożegnaniu była przy nas jedynie przeokrutna tęsknota i samotność. To tam w rześkie powietrze wypowiedziane zostało wiele innych, ważnych obietnic, wiele wspomnień, wiele pretensji i prób pogodzenia. To tam, trawy połonin przyjęły też nasze liczne łzy. To tam, góry dawały siłę, by budować nową, prywatną skałę, której fundament nazwaliśmy „Misja Krzyś”.

Obiecaliśmy sobie w zeszłym roku, że łez nigdy nie będziemy hamować, niech płyną…, ale też pozwalamy sobie, aby pojawiał się uśmiech… gdyż ciągle uparcie, może i dziecięco-naiwnie, tak po prostu wierzymy w nasze już znane „trzeba czasem odejść, by stale być blisko”. I wiara ta się bardzo opłaca, bo Krzysiową obecność czujemy bardziej, niż mogłoby się to wydawać… Teraz jest ona nam szczególnie potrzebna. Bo właśnie teraz, podczas majowych dni, zdanie „dokładnie rok temu” wywołuje obraz Krzysia w domu, a wraz z nim – nieustanne niedowierzanie, że bawiliśmy się, ćwiczyliśmy, trzymaliśmy za rączkę tego dzielnego Rycerzyka… naprawdę. I wtedy ogromna duma prześciga się z równie wielkim „tęsknię, Rycerzyku”.

Obiecaliśmy sobie w zeszłym roku, że nasza duma nie będzie jednostronna. Chcemy, aby nasz synek się nigdy z naszego powodu nie wstydził i nie smucił. No dobrze, może czasem odbiegamy od standardów i jest więcej niż prawdopodobne, że czasem łapie się za główkę, zakrywa oczka i tłumaczy Aniołkowej Bandzie co, jak i dlaczego wykombinowali jego Rodzice, w końcu nas zna… 😉 Tym samym, w rocznicę odejścia Krzysia, nie chcemy bezowocnie tkwić w egoistycznym „chcemy go przytulić”, „dlaczego zostaliśmy sami?”. Chcemy zrobić coś specjalnego, coś wartościowego, coś, co pozwoli nie zapominać, a przypominać, dawać siłę, kontynuować szlak wyznaczonej misji…

Obiecaliśmy sobie w zeszłym roku, że w najbliższy weekend rocznicy odejścia Krzysia zorganizujemy wyjątkowy memoriał… Gdzież byśmy mogli go umiejscowić? Tam, gdzie Ziemia wyraźniej przytula Niebo… Tam, gdzie najprawdziwsza Chatka Puchatka… Tam, gdzie szczyty gór zbliżają do nieodgadnionej błękitnej przestrzeni… Tam, gdzie fruwają Bieszczadzkie Anioły… Tam, gdzie udało nam się w ubiegłym roku znaleźć Krzysia już „bez Krzysia”.

Wraz z naszymi Najbliższymi Krzysiowymi Przyjaciółmi wyruszymy na Połoninę Wetlińską. Weźmiemy ze sobą plecak pełen wspomnień, myśli, pomysłów. Na szczycie, odbijając wzrok w innej niż wszędzie tafli Nieba wyrzucimy z serca nasze emocje, uśmiechy, wzruszenia… A wraz z pozdrowieniem poleci podpisany balonik Gdzieś Tam…

Obiecaliśmy sobie, że to nie będzie dzień smutku, żalu, niekonstruktywnych pretensji do Losu. Będzie to dzień-memoriał, dzień „krzysiowy”, dzień-pieczęć pt. „pamiętamy, kochamy, jesteśmy z Tobą!”. Bardzo byśmy chcieli dotrzymać tej obietnicy. Jeśli tylko Krzyś pozwoli… 🙂

PS. Synku, mamy nadzieję, że nie będziesz musiał tym razem łapać się za główkę i zasłaniać oczek 😉

 

chatka_puchatka_bieszczady