„Przedstawiam wam Misia Puchatka, który właśnie w tej chwili schodzi po schodach. Tak-tuk, tak-tuk, zsuwa się Puchatek na grzbiecie, do góry nogami, w tyle za Krzysiem, który go ciągnie za przednią łapkę. Odkąd Puchatek siebie pamięta, jest to jedyny sposób schodzenia ze schodów, choć Miś czuje czasami, że mógłby to robić zupełnie inaczej, gdyby udało mu się przestać tuptać choćby na jedną chwilę i dobrze się nad tym zastanowić. A potem znów mu się zdaje, że chyba nie ma na to innego sposobu. Tak czy siak, Miś zjechał już na dół i gotów jest zapoznać się z Wami. Proszę bardzo: oto jest Kubuś Puchatek.”
U nas role się odwracają: przedstawiamy Wam Krzysia, naszego synka, który jest niczym ten mały miś. Wie, domyśla się, że istnieje inny świat niż szpital, to „skądś” skąd przychodzą mama i tata, lekarze, ciocie i wujkowie pielęgniarze. Ale potem znów mu się zdaje, że chyba świat jest ograniczony do jego łóżeczka, pikających sprzętów, białych ubranek…
Krzyś nie jest w tym świecie bez powodu: od porodu, na długie miesiące, do tego szpitalnego łóżeczka położyły go różne zdrowotne dolegliwości, komplikacje, infekcje… a główne źródło tych problemów tkwi prawdopodobnie w niewinnie brzmiącej diagnozie: mikroduplikacja 10 genów na 22 chromosomie… i Krzyś jest wyjątkowy w dosłownym tego słowa znaczeniu:
takiego przypadku anomalii genetycznej nie opisano jeszcze nigdy na świecie…
I takiego cudownego chłopczyka, o pełnym miłości serduszku, o najdzielniejszym usposobieniu, o odwadze prawdziwego żołnierzyka, o oczach jak 2 koraliki… nasz własny rodzicielski świat, jeszcze nie spotkał… a bardzo na takiego małego szkraba czekał i wyczekał, i pokochał jak nikogo nigdy dotąd… bezwarunkowo.
Już za długo tkwimy w tym „krzysiowym świecie”, by pytać „dlaczego?”, „dlaczego on?”, „dlaczego my?”, „dlaczego nie grzechotka, tylko sonda?”, „dlaczego nie letni spacer po parku?”… Już nie warto pytać, bez sensu. Chore dziecko to nie kara, to nie nieszczęście. Chore maleństwo, to przeogromna lekcja Miłości, Tej przez wielkie „M”. Przecież nawet całkiem ciekawa i fajna może być nasza wspólna droga z Krzysiem ku polepszeniu, ku rozwojowi, a jaka dopiero nastąpi radość z najmniejszych postępów, maluteńkich kroczków naprzód, radość do łez, radość, której nigdy nikt nam nie odbierze, mimo innych łez…
Pamiętam jak w szkole nie wiedziałam co napisać w wypracowaniu pt. „Każdy z nas ma swoje Westerplatte”. Dziś wreszcie poznaliśmy odpowiedź: Krzyś to nasze Westerplatte, o które nigdy nie przestaniemy walczyć.
Nasza „misja Krzyś” rozpoczęła się 21/06/2012, a nawet 8 miesięcy wcześniej…
i niech trwa…, nawet teraz, gdy nasz mały Wielki Rycerzyk już w niej uczestniczy obok nas niewidzialnie… W końcu z Nieba widać najlepiej wszystkie drogi – Krzysiu, prowadź tą najwłaściwszą – tak jak do tej pory :-*
Natomiast jeżeli chcecie poznać Krzysiową historię, kliknijcie TUTAJ.
”Jeśli będzie Ci dane
żyć sto lat,
to ja chciałbym żyć
sto lat minus jeden dzień,
abym nie musiał żyć ani jednego
dnia bez Ciebie.”
(Puchatek)