J jak „jeden samobójca więcej”…

Kochany Krzysiu,

Idzie wiosna… Znów zakwitną jabłonie – śpiewano. I zapewne zakwitną.
Znów kolejne samotne twarze odnajdą się w tłumie, splotą swoje dłonie…
Znów odprowadzimy wzrokiem, uśmiechem, życzeniem swoich Bliskich na ślubny kobierzec,
Znów będziemy planować urlop,
Świat co kilka sekund usłyszy kolejny nowy, pierwszy krzyk – krzyk życia,
Były cuda, cuda się dzieją, cuda się staną – każde narodziny, zaćmienie słońca, kolejna rocznica jednego Zmartwychwstania.

Idzie wiosna… Wokół jabłoni toczy się wojna. A w dłoni – granaty.
A co jeśli na hali przylotów nie doczekam się kiedyś tej spodziewanej twarzy? Dłonie się załamią. A serce pęknie.
Iluż jeszcze znajomych-nieznajomych, „takich jak my” odprowadzimy na zupełnie inny „początek nowej drogi życia”…? Po życiu.
Marzenie beztroskich wakacji pokłóci się z poczuciem niepokoju – z rozsądku.
Świat jest jednym wielkim krzykiem – mimo, że zaklejają usta… szantażem albo taśmą.
Były cuda. Cuda nienawiści. I choć nikt w nie nie wierzy, ciągle się dzieją – matka bije dziecko, słońce nie ma czasu cieszyć, a za wiarę w Zmartwychwstanie – rozbije się samolot, zatrzęsie się ziemia…

Krzysiu,
U nas wszystko w porządku,
„Tylko jeden samobójca więcej”…,
Gdy co dzień otwieram portal informacyjny – jest mi wstyd.
Pomóż napisać inny List, Kochanie…

Pierwszo-WIOSENNY koncert RAP dla NADII!

Nadulka to pierwsza Dziewczyna naszego Krzysiulka,

Tak, tak najprawdziwsza Sympatia Rycerzykowa,

Tych Maluchów na wiele miesięcy połączyła razem Intensywna Terapia Prokocimowa.

Zamiast buziaczków, zalotnych trzepot rzęs i przytulasków,

Były pikania „pulsaków”, alarmy respiratora, plątanina kabli wśród kąpielowych wygibasków.

Aż wreszcie nadszedł dzień rozłąki –

Krzyś sobie poszedł do domu,a potem na Niebieskie Łąki.

Nadulka też swojego kochanego, przytulnego domku doczekała,

gdzie też kabelki, też respirator, ale jest spokój, i Mama z Tatą dzielnie doglądają.

I tak sobie rośnie szybko nasza urocza Dziewczyna,

swoją formą i siłą, wszelkie złowrogie diagnozy w dobrą stronę mocy przegina.

Jednak jest u naszej Nadulki największa zmora niczym nieprzegoniona,

Padaczka lekooporna – kilkaset razy dziennie bezlitośnie pojawia się, wcale nieproszona.

Krzysiulek dobrze zna tego Wroga niezbitego,

co tak w główce poprzestawia, że następuje co chwilka absolutny reset wszystkiego,

I trzeba ogromu siły, ćwiczeń, leków i specjalnych terapii,

Aby świat wokół Nadii mimo wszystko był różowy, codzienny, w każde „jutro” pewny, w uśmiech bogaty.

 Krzyś jako Chłopiec Nadii z Nieba musi teraz zadbać o to,

By jego Dziewczyna kiedyś mu opowiedziała jak najwięcej dobrego z naszego fajnego świata!

Bilet wstępu na nasz „koncert RAP”:

Jak zawsze – do “nabycia” bez wychodzenia z domu!

Koszt – 5 zł – nie mniej, nie więcej! Czy pojedynczo, czy rodzinnie – jak tylko chcecie, jak możecie…

Gdzie nabyć?

Najprościej:

numer konta do przelewu TUTAJ (opisane jako „Darowizny na subkonta podopiecznych”)

tytuł przelewu: TUTAJ na stronie subkonta Nadii (opisane jako „Cel szczegółowy”)

 

RAP Nadia

Wpłaty 5 zł dokonacie w krótszym czasie, niż przygrywać będzie ta piosenka 🙂

I jak… „I ciągu dalszego już nie będzie”. (SCENARIUSZ część czwarta – ostatnia)

SCENA XV

WNĘTRZE – POKÓJ – WIECZÓR

Na łóżeczku rozłożony przewijak. Obok stoi stelaż na wanienkę.

KRZYŚ jest rozbierany przez MAMĘ KRZYSIA na przewijaku. Jednocześnie, do pokoju wchodzi TATA KRZYSIA niosąc napełnioną wodą wanienkę.

TATA KRZYSIA

(żartując)

Woda jest ok, delfin w środku się świeci na zielono. Więc wskakujcie chłopaki, dziewczyny, bo kąpiel to jest to, co tygrysy lubią najbardziej!

MAMA KRZYSIA

Już wskakujemy, tata, przecież w ubraniu się nie kąpiemy. Zobacz, jak Krzyś się nie może doczekać. To jego ulubiona część dnia!

MAMA KRZYSIA wsadza KRZYSIA do wanienki. Zbliżenie na jego mimikę: najpierw czółko zmarszczone, potem odprężenie i radosny wyraz buzi.

MAMA KRZYSIA

(parafrazując poprzednie zdanie TATY KRZYSIA)

Bo kąpiel, tata, to jest to, co Krzysiaczek lubi najbardziej.

MAMA KRZYSIA myje go dokładnie specjalną, kolorową myjką: najpierw główka i włosy, potem pod paszkami, plecki. TATA KRZYSIA w międzyczasie chlapie go delikatnie od przodu wodą.

Podczas kąpieli, od czasu do czasu TATA i MAMA KRZYSIA wtrącają drobne komentarze.

TATA KRZYSIA

(dziecięcym głosem)

Mama, uwazaj na moją lulkę, nie zamoc!

Po skończonej kąpieli, KRZYŚ jest znów na przewijaku, wycierany dużym dziecięcym ręcznikiem z kapturem.

Zbliżenie na KRZYSIA z założonym kapturkiem.

TATA KRZYSIA

Wyglądasz chłopczyku jak jakiś czarodziej albo mnich.

MAMA KRZYSIA

Albo jakiś wojownik raczej, przecież kto tyle walczy, co nasz Rycerzyk…

Ciąg dalszy pielęgnacji: smarowanie kremem, ubieranie w piżamkę.

TATA KRZYSIA

(patrząc na kalendarz)

Dziś wymiana rurki!

MAMA KRZYSIA

Tak, wiem, od rana się na to psychicznie przygotowuję.

TATA KRZYSIA

A sonda?

MAMA KRZYSIA
Sonda dziś nie. Niedawno była wymieniana, a jeszcze zaraz Krzyś ma leki dostać, możesz je właściwie już przygotowywać.

TATA KRZYSIA

To wymieńmy najpierw tę rurkę, największy stres będzie za nami.

MAMA KRZYSIA

Ale to najpierw daj mu te leki, żeby sobie spał podczas wymiany i niewiele czuł.

Szykowanie potrzebnych akcesoriów wokół KRZYSIA: nowa rurka, lignokaina, nożyczki, rękawiczki jałowe, pusta strzykawka, tasiemka do mocowania rurki.

MAMA KRZYSIA spogląda na synka, wzdycha głęboko i z ufnością patrzy w oczy TACIE KRZYSIA, zaczyna rozpinać tasiemkę wokół jego szyi.

Obraz znów najpierw się zlewa, potem się rozjaśnia, pojawia się kolejne wyobrażenie:

Kilkuletni chłopczyk stoi wśród innych dzieci na przyszkolnym boisku, ubrany elegancko w mundurek. Mama do niego podchodzi, poprawia mu marynarkę i czułym ruchem, patrząc mu z uśmiechem w oczy, układa kołnierzyk.

Obraz znów się rozjaśnia i wraca do dawnej kolorystyki i rzeczywistości.

Zbliżenie kamery na zmienianie w ciszy i skupieniu rurki tracheostomijnej. KRZYŚ śpi na przewijaku.

MAMA KRZYSIA

Uf, udało się!

TATA KRZYSIA

Jesteś bardzo dzielna.

MAMA KRZYSIA

Ty też.

Oboje się przytulają. MAMA KRZYSIA jeszcze nie zdjęła rękawiczek z rąk. Obok na przewijaku śpi KRZYŚ.

SCENA XVI

WNĘTRZE – POKÓJ – WIECZÓR

Po kąpieli już nie ma ani śladu. TATA KRZYSIA siedzi w fotelu trzymając KRZYSIA w ramionach. Nad nimi świeci się tylko żółta lampka – księżyc. KRZYŚ śpi wtulony, TATA czyta mu bajkę. Zbliżenie na trzymaną w dłoniach książkę: „Chatka Puchatka”. Podczas czytania, kamera krąży po pokoju, po twarzy TATY KRZYSIA, KRZYSIA i opartej o futrynę drzwi pokoju zamyślonej MAMY KRZYSIA. Dłużej zatrzymuje się na obrazku wiszącym nad łóżeczkiem przedstawiającym kolorowy rysunek Krzysia z Disney’a przytulającego Kubusia Puchatka.

TATA KRZYSIA

– Powiedz, Puchatku, kiedy ja już… rozumiesz… kiedy ja już przestanę nic nie robić, czy będziesz tu czasami przychodził?

– Ja?

– Tak, Puchatku.

– A czy ty też tu będziesz?

– Będę, Puchatku, będę naprawdę, przyrzekam ci.

– To dobrze – powiedział Puchatek.

– Puchatku, przyrzeknij mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Nawet kiedy będę miał sto lat.

Puchatek pomyślał troszkę.

– A ile lat ja wtedy będę miał? – zapytał.

– Dziewięćdziesiąt dziewięć.

Puchatek kiwnął łebkiem.

– Przyrzekam – odpowiedział.

Z oczyma ciągle zwróconymi na świat Krzyś wyciągnął rękę i poszukał łapki Puchatka.

– Puchatku – rzekł Krzyś poważnie – jeśli ja… jeśli ja już nie będę… – tu urwał i zaczął znowu – ty zrozumiesz, prawda?

– Co zrozumiem?

– Ach, nic! – zaśmiał się Krzyś i zerwał się na nogi.

– Chodźmy!

– Dokąd? – spytał Puchatek.

– Wszystko jedno dokąd – odpowiedział Krzyś.

I poszli, trzymając się za ręce. I dokądkolwiek pójdą i cokolwiek im się zdarzy po drodze, mały chłopczyk i jego Miś będą zawsze bawić się wesoło ze sobą w tym Zaczarowanym Miejscu na skraju Lasu.

(„Chatka Puchatka”, A.A. Milne)

Delikatne zamglenie i wyciemnienie pokoju podczas gdy TATA KRZYSIA odkłada KRZYSIA do łóżeczka i całuje go na dobranoc w czółko.

SCENA XVII

WNĘTRZE – POKÓJ – NOC

KRZYŚ leży w łóżeczku i jest w pokoju sam. Jest cisza. Przygaszone światło. Kamera stopniowo zbliża się z rzutu na kącik KRZYSIA, na jego samego. Potem kamera kieruje się na okno obok łóżeczka i spojrzenie zza szyby na ulicę.

NARRATOR (z off-u)

(nieznajomy głos)

A Ty Krzysiu, co byś nam chciał powiedzieć?

Chwila ciszy.

NARRATOR (z offu-u)

(głos MAMY KRZYSIA)

On właśnie uczy i mówi nam najwięcej… nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa.

NARRATOR (z offu-u)

(głos TATY KRZYSIA)

A przy okazji pisze pewien najpiękniejszy przewodnik:

„Tajemnice miejsc niezwykłych w Holandii”.

Zbliżenie na buzię KRZYSIA, po czym kamera wędruje nad jego buzię, na jego karuzelę zawieszoną tuż nad nim w łóżeczku, w której jednym z detali jest maleńkie lusterko. Zbliżenie na odbicie w lusterku buzi śpiącego KRZYSIA.

SCENA XVIII

WNĘTRZE – ŁAZIENKA – NOC

Powyższa scena zakończyła się na zamgleniu odbicia lusterka. Tę scenę rozpoczyna wyostrzenie odbicia lusterka, a w nim pojawia się mocno wymalowane oko młodej dziewczyny: MATKA. Razi surowe i ostre światło jarzeniówki, MATKA kończy wieczorny makijaż.

SCENA XIX

WNĘTRZE – POKÓJ – NOC

MATKA wchodzi dynamicznie do sypialni i zbliża się w pośpiechu do łóżeczka płaczącego NIEMOWLĘCIA. Kamera obserwuje sexy wygląd dziewczyny od stóp do głów. Wkłada niedbale dziecku do buzi smoczek, głaszcze od niechcenia. Obok łóżeczka siedzi BABCIA (65).

BABCIA

(podenerwowana)

A jak nie przestanie płakać jak wyjdziesz?! Weź telefon tym razem.

MATKA

(pośpiesznie, wychodząc z pokoju)

Zaraz przestanie.

NIEMOWLĘ dalej płacze. MATKA wychodzi w pośpiechu.

MATKA

(niedbale, do BABCI)

Pa!

SCENA XX

PLENER – ULICA – NOC

Krakowska wąska ulica. Kilka palących się świateł w oknach kamienic. Słychać stukot obcasów, coraz wyraźniejszy. Kamera obserwuje z miejsca, zza rogu. Wyłania się MATKA – elegancko ubrana, skręca w boczną uliczkę. Wraz z jej skrętem w bok nakłada się wjazd do mijanej ulicy karetki pogotowia na sygnale. Kamera zostaje w miejscu, nie śledzi dalej dziewczyny. Natomiast robi zbliżenie i zatrzymuje się na murze kamienicy z tabliczką z nazwą ulicy: „Ulica Spokojna”, w której odbijają się niebieskie światła ambulansu.

Panuje cisza, stukot obcasów, jak i sygnał karetki są prawie już niesłyszalne.

Kamera biegnie w górę i zatrzymuje się ostatecznie na rozgwieżdżonym niebie.

W prawym dolnym rogu ekranu pojawia się napis:

„Jeszcze trzy miesiące temu, ten film dokumentalny realizował się u nas w domu co dnia, z dokładnością co do sekundy. Dziś sam jego Bohater dyktuje mi ten scenariusz – na pamiątkę – zza największego Lustra Weneckiego tego świata”.

– koniec-

To nie był film…

Ciągu dalszego już nie będzie. Pozostanie nam druk – powyżej i obraz – film-zwiastun, który tak dobrze już znacie:

Krzyś zmn (13)

H jak Holandia nasza najpiękniejsza! (nasz scenariusz – część trzecia)

Tytuł wpisu nawiązuje do alegorii Holandii opisanej w I części naszego scenariusza: dla przypomnienia TUTAJ.

c.d…

SCENA X

WNĘTRZE – MIESZKANIE – DZIEŃ

MAMA KRZYSIA krząta się po kuchni. Słychać dzwonek do drzwi. Wyciera dłonie w ścierkę, idzie otworzyć. Za drzwiami stoi PANI DOKTOR (60) elegancko ubrana, dość tęga.

PANI DOKTOR

(ze współczuciem w głosie, poważnie)

Dzień dobry. Jak dobrze widzieć, że się Pani jeszcze uśmiecha.

MAMA KRZYSIA

(zmieszana, poważnieje)

Lubimy gości. Zapraszam.

(ucina krótko)

Przechodzą obie do pokoju, pani doktor zbliża się do łóżeczka.

PANI DOKTOR

Oj, Ty moje Biedactwo.

Patrzy i głaszcze po główce śpiącego chłopca.

MAMA KRZYSIA

(entuzjastycznie)

Pani Doktor, schodzimy powoli z tlenu! Już prawie godzinę wytrzymuje samodzielnie!

PANI DOKTOR

(zdaje się w ogóle nie słuchać)

A może to jest jego kres… Jest niestety taki jedyny na świecie z akurat tak pogmatwaną genetyką, że nie wiadomo jakie nas czekają rokowania…

MAMA KRZYSIA

(smutnieje, ucina dyskusję nie podejmując dalej tematu)

Pani Doktor, proszę obejrzeć jego brzuszek, wydaje się znowu większy i chyba mu dokucza.

PANI DOKTOR jeszcze chwilę w milczeniu stoi nad łóżeczkiem, po czym bez słowa zakłada stetoskop i osłuchuje KRZYSIA.

SCENA XI

WNĘTRZE – MIESZKANIE – DZIEŃ

Przedpokój. MAMA KRZYSIA zamyka drzwi za osobą wychodzącą (PANIĄ DOKTOR).

Odwraca się plecami i opiera się o drzwi, jest smutna, zgaszona, inna niż przedtem.

MAMA KRZYSIA

(cicho pod nosem, poważnie)

Nie oczekuję cudów. Ale jakim prawem tak kochacie wydawać wyroki…

Potrząsa na boki głową odrzucając zrezygnowanie, odzyskując energię na twarzy jakby zbierała się w garść.

Wraca do pokoju. Wraz z przekroczeniem progu sypialni, przyklaskuje w ręce, znów się uśmiecha i głośno, z werwą zwraca się do synka.

MAMA KRZYSIA

(energicznie, z ironią)

Patrz Syneńku, jakoś nie rozsypaliśmy jeszcze żyletek wokół mamusinego łóżka.

Dziwne, nie?

Z niewielkiego oddalenia kamera pokazuje pieszczoty MAMY KRZYSIA i KRZYSIA. Po chwili, MAMA KRZYSIA bierze dziecko z łóżeczka na ręce i w rytm przygrywającej w tle muzyki tańczą walca odliczając jego standardowy takt kroków. KRZYŚ przytulony, patrzy gdzieś w dal, ale zerka na MAMĘ KRZYSIA od czasu do czasu. Nie uśmiecha się, ale ma pogodny i dość rezolutny wyraz twarzy.

SCENA XII

WNĘTRZE – KAMIENICA – DZIEŃ

Klatka od wewnątrz kamienicy. Zza przeszklonego lustrem weneckim okienka widać zbliżającą się z zewnątrz męską sylwetkę. Otwierają się drzwi, wchodzi mężczyzna z teczką do środka: TATA KRZYSIA (28). Zamyka drzwi i chwilę patrzy przez szybę drzwi wejściowych na zewnątrz.

TATA KRZYSIA

(zadumany)

Jak to dobrze wracać do domu. Do domu… Nawet nie wiecie, ile to dla nas znaczy… po tylu miesiącach, gdy nikogo całymi dniami w nim nie było, a służył tylko za sypialnio-wypłakalnię.

(patrzy na przechodzących na zewnątrz przechodniów)

Osiem miesięcy. Osiem wstrząsających miesięcy życia w szpitalu, wokół chorych, często umierających dzieci. My i nasze dziecko… I te rozmowy z lekarzami: „Co dziś, jak dziś…? Lepiej? Aha…gorzej. No ale kiedy do domu?” Godziny odwiedzin… Racjonalnie rzecz biorąc racja, ale serce… Serce Rodzica ma wrażenie wpuszczania go do własnego dziecka jak do jakiegoś sklepu: godzinka w południe, godzinka po południu, tyle. Masz dziecko, ale tak jakbyś go nie miał. I tym regułom trzeba się podporządkować, trzeba i koniec. Ale gdzie tu przy największej miłości można mówić o jakichkolwiek prawach i obowiązkach…

Kochasz – wierzysz. Kochasz – tęsknisz. Tyle.

Już pod koniec swojego monologu, odwraca się w stronę klatki i zbliża się do mieszkania. Przy ostatnich słowach, naciska klamkę i wchodzi do mieszkania.

SCENA XIII

WNĘTRZE – POKÓJ – DZIEŃ

TATA KRZYSIA trzyma KRZYSIA na kolanach siedząc na skraju łóżka. KRZYŚ patrzy na TATĘ, ma odchyloną, podtrzymywaną jeszcze główkę. MAMY KRZYSIA nie ma w pokoju. Słychać tylko jakieś odgłosy z kuchni.

TATA KRZYSIA

(pieszczotliwie, patrząc w oczy synkowi czyta z jego wyrazu twarzy i prowadzi dialog)

Jak tam Przyjacielu, opowiadaj, mama była grzeczna?

(zmienia ton i słownictwo na dziecięce)

Tjak Tatko, tloskę żeśmy dziś zaśpali ze wsystkim, ale daliśmy ladę potem i plan dnia zlobiony.

(wraca do swojego tonu)

A spacerek był, czy będzie?

(znów dziecięcym głosem)

Nie było spacelka, bo duzo gościów mieliśmy w domku, to znacy ja miałem i się tatko nie wylabiam ze wsystkim. A jesce pani doktol powiedziala jakoś mamci, że musimy jutlo jechać do szpitalka na chwilkę, żeby mi coś tam musieli pse…pse…toczyć? Mamcia wytlumacyla, że taki wolecek celwony nade mna będzie wisiał, jak balscyk i mnie to wzmocni i będę się lepiej cuł.

(wraca do swojego tonu)

No to Ci się kolego wycieczka znów szykuje! Ale wiesz, wszystko dla twojego komfortu, nasz priorytet! A teraz chodź do mamy, bo tam coś ładnie pachnie z kuchni, a tata głodny jak wilk. A Twój brzuszek pełny.

TATA KRZYSIA całuje go w brzuszek, wstaje z synem w ramionach i zmierzają w stronę kuchni.

SCENA XIV

WNĘTRZE – MIESZKANIE – DZIEŃ

Ogólny rzut na mieszkanie. Dzwoni dzwonek do drzwi. TATA KRZYSIA otwiera. Za drzwiami stoi troje młodych osób: CIOCIA (28), CHRZESTNY (28), CHRZESTNA (25).

Wchodzą do środka, radosne przywitanie. Mają ze sobą kolorowe torebki, balony, kolorowe czapeczki na głowie.

CIOCIA:

Umówiliśmy się najpierw, żeby wspólnie przyjść, co by Wam dzwonek za często nie przeszkadzał.

TATA KRZYSIA

(żartując)

Krzysia jego dźwięk już nie rusza, jak zmęczony, to i tak śpi, od tych wszystkich sprzętów i alarmów przyzwyczajony. To tak, jak ja mam z budzikiem rano!

Wchodzą do salonu, panuje początkowo chaos. KRZYŚ siedzi elegancko ubrany na kanapie w swoim foteliku. CHRZESTNY zakłada mu na główkę najbardziej kolorową i największą czapeczkę. MAMA KRZYSIA szykuje na stole napis na torcie z wbitymi dwoma świeczkami w kształcie jedynek. TATA KRZYSIA wyjmuje szampan bezalkoholowy. CHRZESTNA pokazuje Krzysiowi kolorową zabawkę i wkłada mu ją do rączek mówiąc czule do niego (w tle, pośród gwaru – nie słychać wyraźnie)

CIOCIA

(patrząc na tort)

A to jeszcze nie mamy pełnych dwunastu miesięcy, faktycznie, to dopiero za miesiąc…

MAMA KRZYSIA

(radośnie)

Wiesz, u nas jak zawsze, od początku nie tracimy czasu i szans. Świętujemy co miesiąc. Przecież kto powiedział, że urodziny trzeba obchodzić tylko raz w roku.

TATA KRZYSIA

(zaczyna radośnie, po czym smutnieje)

Z każdym miesiącem nasz Jubilat zdrowieje, bo fajne prezenty dostaje, co Przyjacielu?

(spogląda na synka)

Tylko to śpiewanie „Sto lat”… a właściwie „niech żyje, żyje nam”, gdy nabiera przecież tego dosłownego sensu, tak gardło ściska.

MAMA KRZYSIA

(z entuzjazmem)

W tym miesiącu jeszcze zabawkowo, jakieś edukacyjne książeczki Krzysiu dostał. Ale za miesiąc szykujemy dla niego prawdziwie wyjątkowy prezent: gwiazdkę z nieba… Naprawdę!

CHRZESTNY

To jak takie huczne mamy świętowanie teraz, to ja aż się boję pomyśleć, co będzie się działo tu za miesiąc!

Z lekkiego oddalenia obserwujemy świętowanie urodzin. Zdmuchiwanie świeczek z tortu przed Krzysiem, poprzedzone zamknięciem oczu przez MAMĘ i TATĘ KRZYSIA
i pomyślenie życzenia. Dalsze rozpakowywanie prezentów. Wzniesienie toastu rozlanym wcześniej szampanem. Zabawy i pieszczoty z siedzącym w foteliku KRZYSIEM.

c.d.n.

  DSC_0145

G jak „Gdzie jest dalszy ciąg scenariusza”? Tutaj!

SCENA VI

WNĘTRZE – MIESZKANIE – DZIEŃ

MAMA KRZYSIA otwiera drzwi i zaprasza do środka PANIĄ REHABILITANTKĘ (35).

  MAMA KRZYSIA

(z uśmiechem)

My tu bardzo otwarty dom prowadzimy…

Wczoraj była prawie cały dzień z Krzysiulkiem pani pielęgniarka, to wyskoczyłam na zakupy. Dziś jeszcze będzie pani doktor, bo niepokoi mnie większy brzuszek. Same dobrodziejstwa z tego hospicjum mamy.

PANI REHABILITANTKA

(przebierając się w strój do ćwiczeń, przez uchylone drzwi z drugiego pokoju)

Wie Pani, gdyby nie takie organizacje jak „Help”, to te biedne dzieciaczki niewiadomo jak długo musiałyby wegetować w szpitalu. Bo tam, co to za życie, sama Pani wie… A tak to wyposażą w odpowiednie sprzęty i personel jak my, i jakoś można udowodnić, że zamiejscowy oddział intensywnej terapii w domu jest możliwy. Dobrze przynajmniej, że o dziwo, nasz NFZ to rozumie i pomaga.

MAMA KRZYSIA

Oj, aż tak źle nie jest. Nie mamy żadnych na szczęście incydentów, aby mówić tu o oddziale intensywnej terapii w domku. No ale faktycznie, tryb wentylacji domowej nie należy do łatwych i całkowicie pozbawiony ryzyka nie jest. Dzięki Bogu, póki co jest nam przytulnie i spokojnie.

(wskazuje ręką na pokój)

Zapraszam zatem do najdrożej wyposażonego pokoju dziecięcego.

(z ironią)

PANI REHABILITANTKA się uśmiecha i zbliża do łóżeczka. Z uśmiechem spogląda na KRZYSIA. MAMA KRZYSIA stoi obok, lekko wycofana, przygląda się.

PANI REHABILITANTKA

(czule, z uśmiechem)

Witaj Chłopaku, jak się dziś mamy?

Bierze KRZYSIA fachowo na ręce i siadają razem na macie do ćwiczeń na podłodze. MAMA KRZYSIA siada obok nich na fotelu. PANI REHABILITANTKA po kolei wykonuje z KRZYSIEM serię ćwiczeń: rehabilitacja oddechowa i ruchowa.

KRZYŚ chętnie ćwiczy, poddaje się narzucanym ruchom, ma skupienie na buzi.

W międzyczasie PANI REHABILITANTKA i MAMA KRZYSIA kontynuują rozmowę.

 PANI REHABILITANTKA

A wracając do tematu intensywności terapii w domu, to proszę mi wierzyć, że jeszcze ma Pani w miarę dobrze. W sensie: Krzyś oddycha samodzielnie, wymaga malutki bąbelek tlenu, a respirator praktycznie jest tu profilaktycznie zalecany na noc. Mam pacjentów, którzy wymagają respiratoroterapii całą dobę. I mimo wielu chęci i sił opiekunów to jest to uciążliwe, bo nawet zwykłe pieszczoty są utrudnieniem.

MAMA KRZYSIA

Tak, zdaję sobie sprawę, że mamy ogromne szczęście, że Krzyś radzi sobie jak tylko potrafi i wszystkiego wymaga tak do pomocy, a nie w zastępstwie. Cieszy mnie, że wreszcie nabiera fajne napięcie mięśniowe, co nam pomaga w ćwiczeniach, przytulaniach, kąpieli.

PANI REHABILITANTKA

Wie Pani, co pacjent, to inny przypadek. Ale jak często jest tak, że dzieci rokują dobrze, a kończy się źle i na odwrót. Ja sama już wielu takim cudownym uzdrowieniom towarzyszyłam. I to nikt inny jak te dzieciaki nie dają za wygraną. Znajdują w sobie przeogromne siły, aby dać radę odpowiednio się poruszać, oddychać, rozwijać, a lekarzom najchętniej pokazują środkowy palec, gdy tak często w nich wątpią już na wstępie.

MAMA KRZYSIA

Tak, to odbieranie nadziei jest najgorsze. Ostatnio spotkałam się z mamą chorego chłopca. Oddycha w zasadzie samodzielnie, bez rurki, ale sporadycznie ma wąsiki z tlenem. No i okazuje się, że jest zbyt zdrowy, aby objęło go opieką hospicjum. Niestety, zbyt chory, aby rodzice mogli odpuścić i własnymi siłami kupują pełno drogich sprzętów sprowadzanych z zagranicy: kaflator, kamizelka oscylacyjna, przenośny koncentrator tlenu i sama Pani wie, ile tego trzeba, żeby było bezpiecznie.

PANI REHABILITANTKA słuchając kontynuuje ćwiczenia z KRZYSIEM: obroty, wyciąganie rączek, nóżek, trzymanie główki, od czasu do czasu coś do niego mówi pieszczotliwie, przyciąga jego uwagę mimiką twarzy.

MAMA KRZYSIA dalej ich obserwuje, po chwili milczenia, podnosi się i na znak PANI REHABILITANTKI podaje im z boku leżącą dużą piłkę.

MAMA KRZYSIA

Pani Magdo, nie przeszkadzam Wam, ćwiczcie sobie, bo tu mogłybyśmy rozprawiać godzinami, tyle wspólnych tematów. Pani, jak i reszta personelu z „Helpu”, jest jak taki okręt,
o który rozbijają się fale zagubionych rodziców…

(chwila milczenia i zamyślenia)

PANI REHABILITANTKA sadza KRZYSIA na dużej piłce i zaczyna z nim tam ćwiczyć.

MAMA KRZYSIA

Skorzystam sobie z okazji, że jesteście tu sobie razem, to skoczę do apteki wykupić krzysiowe recepty, żeby na weekend przypadkiem nam niczego nie zabrakło.

PANI REHABILITANTKA skina głową z uśmiechem. MAMA KRZYSIA wychodzi z pokoju.

SCENA VII

PLENER – MIASTO – DZIEŃ

MAMA KRZYSIA idzie wzdłuż chodnika tej samej krakowskiej, wąskiej ulicy. Zatrzymuje się przy pobliskim kiosku.

MAMA KRZYSIA

Dwie świeczki z numerem „1” proszę.

Płaci za nie i kontynuuje drogę w stronę swojej kamienicy.

Po drodze spotyka sąsiadkę na spacerze z psem. Z uśmiechem spotykają się spojrzeniami.

SĄSIADKA

(serdecznie)

Jak tam Krzysiu? Coś dawno nie widziałam Was na spacerze?

MAMA KRZYSIA

(radosna)

Pani Krysiu kochana, wbrew pozorom strasznie dużo zajęć mamy, a jak już chcemy wyjść, to pogoda krzyżuje plany… ale może już jutro wyruszymy naszym „mercedesem”.

SCENA VIII

WNĘTRZE – KAMIENICA – DZIEŃ

MAMA KRZYSIA wchodzi do klatki, przegląda się przez lustrzaną szybkę w drzwiach, zamyka je za sobą i odwraca się twarzą do tyłu w stronę szyby w drzwiach wejściowych, zaciemnionych od wewnątrz, przez które widać ulicę (lustro weneckie).

MAMA KRZYSIA

(monolog, poważnym tonem)

U Was tam tak smutno, szaroburo.

(spogląda przez przyciemnioną szarą szybę na przechodniów na ulicy)

U nas kolorowo, różnorodnie

(spogląda na pogodne, jasne wnętrze kamienicy i drzwi wejściowych do jej mieszkania na parterze, z powrotem patrzy w szybę lustrzaną na ulicę i kontynuuje)

Bo u nas wasz ukochany marketingowo slogan „żyj tak, jakby każdy dzień miał być ostatnim” nabiera najprawdziwszego z prawdziwych znaczeń. Dziękuje Bogu, że dał nam tego właśnie chłopca i nie zamieniłabym go na żadne inne zdrowe dziecko. Zaufano nam, że pokochamy, że damy radę. Dajemy radę najpiękniejszą miłością z możliwych, bezinteresowną, najczystszą. I zamiast marnować czas na rozpacz, prosimy tylko często:

 (wraz z jej słowami, równo włącza się z off-u

chór innych męsko-damskich głosów – innych rodziców)

Boże,

użycz mi pogody ducha,

abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości,
abym odróżniał jedno od drugiego.

(Reinhold Niebuhr)

 

(kontynuuje sama kierując się od drzwi wejściowych do swojego mieszkania)

W zamian oczekujemy tylko niekończącej się szansy bycia razem, jak najdłużej. Każdy poranek to święto. Ale kochanie bezinteresowne nie jest wcale takie bezinteresowne. W zamian… oddaje największy i jedyny sens życia.

 

Wchodzi do mieszkania z zapałem i radością, zamykając za sobą drzwi.

SCENA IX

WNĘTRZE – POKÓJ – DZIEŃ

MAMA KRZYSIA siedzi w sypialni naprzeciw KRZYSIA siedzącego w foteliku i go karmi. Tym razem obok stoi miseczka z gęstą zupką, która nabierana jest specjalną łyżeczką. Podczas nauki karmienia łyżeczką MAMA KRZYSIA jest uśmiechnięta, za każdą podawaną łyżeczką coś mówi do synka, żartuje z nim czule.

MAMA KRZYSIA

Żadnych grymasów Maluchu, zjadamy ładnie, bo wiesz, że to ciężkie godziny są poświęcane na szykowanie tego Twojego rarytasu. A jak się już nauczysz jeść buzią całe miseczki, to oszczędzimy grubych kwadransów na wielokrotnym przecieraniu zupki przez najdrobniejsze siteczka. Bo teraz to trzeba, żeby sonda sobie ani kawałka mięska, ani zdrowych dla krzysiowego brzuszka jarzynek nie zatrzymywała…

Wsuwa mu do buzi łyżeczkę powolnym ruchem, drugą ręką trzyma jego podbródek, uśmiecha się czule do synka.

Ponownie obraz się rozjaśnia blaskiem, jako kolejne wyobrażenie matki, obserwujemy rozjaśniony, nieco rozmazany obraz:

 

Widać KRZYSIA podczas jedzenia, siedzącego w tym samym foteliku, coś tam pokazującego rączką, gaworzącego, z ubrudzoną łyżeczką w drugiej rączce, a buzia wysmarowana wokół czekoladą.

 

Obraz znów się zamazuje i wracamy do poprzedniego nasycenia kontrastów i rzeczywistości.

MAMA KRZYSIA kontynuuje karmienie łyżeczką, podając kolejną porcję tłumaczy synkowi techniki połykania. KRZYŚ siedzi niemalże nieruchomo, z oczami tylko chwilowo skupianymi na mamie, patrzy gdzieś w dal, delikatnie porusza rączkami.

MAMA KRZYSIA

(kierując łyżeczkę do buzi Krzysia)

Dzieeewięć… No widzisz jak łatwo nam idzie! Jeszcze raz i koniec treningu na dziś z buzią.

(wsadzając łyżeczkę, przytrzymuje palcem podbródek)

No Krzyś, jak to było na ostatniej lekcji… nacisk na palatum, czy jak to pani doktor nazwała, połknięcie i transport… Ależ to skomplikowane, no nie? Wiem syneczku, ale powolutku, nauczymy się. Wreszcie możesz zaznać smaku i radzisz sobie pięknie, więc chyba smakuje.

(daje ostatnią łyżeczkę)

Ok. Kochanie, obiecałam, że już koniec ćwiczeń. Jestem z Ciebie dumna! Resztę zje sonda… Myślisz, że będzie jej smakować?

MAMA KRZYSIA uśmiecha się do synka, łapie go pieszczotliwie za nosek, całuje w czółko.

C.D.N…

DSC_0632

F jak FILM! I nasz (nie)FILM… (część pierwsza)

Oskarowe emocje już za nami. Polskie Orły też rozdane… A że taki filmowy nastrój pozostał, na specjalne Wasze życzenie, publikujemy w całości nasz film…, a właściwie jego scenariusz, napisany i załączony do książki „Rycerzyk” wydanej w marcu 2014. Tutaj odsłonimy go w trzech częściach. I zapewniamy – 0% fikcji, 100% serca!  Bo to nie był film…, tylko taki nasz najpiękniejszy kawałek życia przez największe „Ż”… Ot, taka nasza DOMOWA rzeczywistość – zza weneckiego lustra!

SCENARIUSZ FILMU DOKUMENTALNEGO

 „Jeden dzień w Holandii”

SCENA I

PLENER – MIASTO – ŚWIT

Blady świt na jednej z typowych wąskich krakowskich ulic, o gęstej zabudowie kamienic.

Kamera śledzi najpierw zbliżenie na stronicę dużej, papierowej gazety poruszającą się w rytm kroków jej czytelnika (nie widzimy jego sylwetki ani twarzy) idącego ulicą. W prawym górnym rogu widać wyraźnie datę: 21.05.2013. Następnie, kamera delikatnie się oddala, widać całą gazetę i częściowo ulicę i zabudowę wokół. W prawym dolnym rogu, na zamglonym tle gazety ukazuje się napis:

„Ku pamięci najpiękniejszych dni naszego życia”.

W tle słychać muzykę: dziecięca piosenka.

Kamera „odbiega” od gazety ukazując całą długość ulicy, kamienice, przechodniów i z lotu ptaka dość dynamicznie biegnie ujęciem wzdłuż ulicy, stopniowo się przybliżając do okien kamienic. Słychać płacz dziecka, coraz głośniejszy. Kamera podąża równo za nasileniem dźwięku płaczu i zatrzymując się przy oknie, gdzie jest najgłośniejszy, jakby „wpada” do środka mieszkania.

SCENA II

WNĘTRZE – POKÓJ – RANO

Przeciętne mieszkanie, niedbały wystrój. Sypialnia, w której stoi łóżko, staromodna pościel, bałagan na szafce nocnej. Obok stoi dziecięce łóżeczko, z którego dobiega płacz NIEMOWLĘCIA (10 msc.). Panuje półmrok. Zbliżenie na budzik: 6:30. Porusza się pościel, niezgrabnie zza kołdry podnosi się potargana kobieta: MATKA (26), przeciera zmrużone oczy, niedbale zarzuca na siebie tylko satynowy szlafroczek, przegląda się w lusterku na stoliku nocnym. Podchodzi nieśpiesznie do łóżeczka. Bierze płaczące dziecko na ręce, potykając się z nim na rękach o rozrzucone rzeczy na podłodze, siada na fotelu i zaczyna karmić piersią. Przysypia. Zbliżenie na jej twarz i na dziecko.

Następuje rozmycie obrazu i pojawia się jakby ciąg wyobrażeń matki co do przyszłości pod postacią różnych małych scen, obrazów:

(obraz jest wyraźnie rozjaśniony, wybielony, jakby zamglony. Słoneczna kolorystyka obrazu)

Jej synek w wieku ok. 4 lat siedzi zadowolony w piaskownicy i uroczo zaczepia bawiące się z nim dziewczynki. Potem wychodzi z niej, trzyma w ręku kolorowy wiatraczek, wybiega na główną alejkę w parku, biegnie wzdłuż niej aż do napotkanej ławki, na którą się niezgrabnie próbuje wdrapać. Na ławce siedzi elegancka kobieta – jego mama, która go przytula po swojej jednej stronie; natomiast nad nim, na jej ramieniu opiera się obejmująca ją z drugiej strony męska dłoń (nie pokazujemy sylwetki ani twarzy mężczyzny).

Powrót do sceny karmienia w tym samym, choć nieco jaśniejszym pokoju. Dziecko już nie płacze. Matka ze spokojem na niego patrzy. Kamera się od nich oddala i wychodzi tym razem jakby za okno.

SCENA III

PLENER – MIASTO – DZIEŃ

Z powrotem widok tej samej ulicy. Znów słychać dziecięcą piosenkę: „Już zawsze, na zawsze”, coraz głośniej. Kamera śledzi okna kolejnych kamienic i podąża za natężeniem nagłośnienia muzyki oraz za oświetleniem słońca. W jednym z okien wyraźnie od szyb odbija się bardzo jasno poranne słońce, aż oślepia. W momencie śpiewanych słów:

„Gdy nadejdą gorsze dni, razem łatwiej je przetrzymać…”, kamera „wchodzi” do środka mieszkania przez to okno.

SCENA IV

WNĘTRZE – POKÓJ – DZIEŃ

Ładnie, nowocześnie, schludnie urządzona jasna sypialnia. Obserwujemy ją z perspektywy od okna. Duże małżeńskie łóżko, komoda, pod oknem – dziecięce łóżeczko. Z drzwi naprzeciw, prowadzących z kuchni wchodzi młoda kobieta: MAMA KRZYSIA (28) niosąc mały dzbanek wody. Ubrana w zabawną, kolorową piżamę.

 MAMA KRZYSIA

(nucąc pod nosem ciąg dalszy piosenki)

Nucąc melodię, co wnet największą z trosk, w pogodną zmieni myśl,

Gdy będziesz przy mnie obok.

Witaj w moim domu, przyjacielu.

Nanana nanana…

Odkłada na komodzie dzbanuszek wody. Zbliżenie. Obok leżą przygotowane już miarki z lekami i kilka napełnionych strzykawek. Gaziki, śliniak. Pusta strzykawka i butelka z mlekiem.

Podchodzi do łóżeczka z uśmiechem. Zbliżenie na przeciągające się w nim dziecko: KRZYŚ (11 msc.). Radośnie wita się z synkiem.

MAMA KRZYSIA

(pełna energii, radosna)

Witaj Smyku Rycerzyku!

W tle dalej słychać tę samą piosenkę, cicho, coraz ciszej, aż zanika.

Zbliżenie na dziecko słodko ziewające i wciąż się przeciągające. Ubrany w jasny pajacyk welurowy. Najpierw zbliżenie na jego uroczo układające się podczas przeciągania stópki, potem rączki i buźkę. Następnie zbliżenie na jego rurkę tracheostomijną, sondę, obok stojący respirator.

MAMA KRZYSIA swobodnym i energicznym ruchem bierze dziecko na ręce, wyjmuje go z łóżeczka, przytula mocno. W tym przytuleniu staje z nim tyłem do sypialni, w oknie.

 NARRATOR (z off-u)

(głos MAMY KRZYSIA)

 Często jestem proszona o opisanie, na czym polega wychowywanie niepełnosprawnego dziecka, aby pomóc zrozumieć i wyobrazić sobie to doświadczenie wszystkim tym, którym nie było ono dane. A więc jest to tak:

„Oczekiwanie na dziecko jest jak planowanie niesamowitych wakacji – we Włoszech. Kupujecie mnóstwo przewodników i planujecie rozmaite wyprawy. Koloseum. Dawid Michała Anioła. Gondole w Wenecji. Uczycie się nawet kilku zdań po włosku i wszystko jest takie fascynujące…

I oto, po miesiącach oczekiwań, nadchodzi ten dzień. Pakujecie torby i wyruszacie. Kilka godzin później samolot ląduje. Do kabiny wchodzi stewardessa i mówi: „Witamy w Holandii!”.

„Holandii?!” – mówicie. – „Jakiej Holandii? Mieliśmy lecieć do Włoch. Powinniśmy być we Włoszech. Całe życie marzyliśmy o wyprawie do Włoch!”

Ale w planach lotu zaszły zmiany. Samolot wylądował w Holandii i musicie tam zostać…

Ważne, że nie zabrano was do jakiegoś odrażającego i brudnego miejsca, w którym panuje głód i zaraza. Ale… Holandia jest inna niż Włochy…

Musicie kupić więc nowe przewodniki. I nauczyć się nowego języka. I spotkacie zupełnie nowych ludzi, z którymi inaczej nigdy byście się nie zetknęli.

Holandia jest inna. Życie tu jest wolniejsze niż we Włoszech i mniej spektakularne. Ale kiedy pobędziecie już tam trochę i rozejrzycie się spostrzeżecie, że są tu wiatraki. I tulipany. A nawet obrazy Rembrandta.

Wielu waszych znajomych ciągle wyjeżdża do Włoch i chwalą się, jak im tam było wspaniale. A wy, przez resztę życia będziecie mówić: „Tak, my też mieliśmy tam lecieć. Takie były plany.”

I bolesna świadomość tego nigdy, przenigdy was nie opuści, bo strata tej wymarzonej podróży jest stratą niewyobrażalną…

Jeśli jednak spędzicie życie opłakując fakt, że nie dotarliście do Włoch, nigdy nie nauczycie się cieszyć z tych wyjątkowych, ukochanych Niderlandów…”

 („Lądowanie w Holandii” – Emily Perl Kingsley, tłum. Paweł Frelik)

 

W pierwszej części narracji, kamera rozgląda się po pokoju zataczając koło: zbliżenie na dziecinny, kolorowy kalendarz nad komodą z zaznaczonymi datami wymiany sondy, rurki i wysokością temperatury ciała każdego dnia (stany gorączkowe), wizytami lekarzy. Dalej zbliżenie na otwartą szufladę komody z dużą ilością leków w środku. Zbliżenie na kolejną szufladę w regale pełną gazików i opatrunków. Zbliżenie na stojące obok łóżeczko pełne kolorowych maskotek, zabawek, otoczone specjalistycznymi sprzętami: koncentrator tlenu, ssak, respirator, pulsoksymetr. Biegnąc po kabelku od pulsoksymetru, kamera dociera do czerwonego światełka na stópce dziecka trzymanego na rękach. Wyglądają dalej oboje przez okno.

W około połowie narracji, MAMA KRZYSIA odkłada KRZYSIA do łóżeczka, dezynfekuje sobie ręce i z uśmiechem na ustach, coś do niego mówiąc (widać po mimice twarzy) zaczyna czynność odsysania: zakłada rękawiczkę, sięga po cewnik, włącza ssak, odpina maseczkę tlenową przy rurce, wkłada cewnik do otworu tracheostomijnego, fachowym ruchem odsysa nagromadzoną wydzielinę. Czynność powtarza raz jeszcze. Wyłącza ssak, wyrzuca cewnik wraz z rękawiczką. Bierze KRZYSIA znów na ręce, narracja powinna się powoli kończyć.

KRZYŚ posadzony jest na foteliku. MAMA KRZYSIA siada naprzeciw niego, sięga po pustą strzykawkę i po butelkę z mlekiem. Nabiera go strzykawką i podaje synkowi sondą, wciąż jest uśmiechnięta, mówi do niego żartobliwie.

 MAMA KRZYSIA

(ciepłym tonem)

Sroczka kaszkę warzyła…

A mama Krzysiowi mleczko specjalne przygotowała

Żeby nam duży chłopczyk rósł i wszystkich wrogów zwalczał.

Jedz Maluszku, już niedługo Ci ten słoń trąbalski (pokazuje na sondę) nie będzie potrzebny,

Bo nasz Krzyś powolutku uczy się buzią smakować.

Wszystko powolutku, ale damy radę, nie?

Po kilku podanych powoli strzykawkach, odkłada butelkę i sięga po przygotowane wcześniej leki, podaje je także przez sondę poszczególnymi strzykawkami z odmierzonymi dawkami.

MAMA KRZYSIA

(najpierw radośnie, potem poważnieje, smutnieje)

To Skarbie już nie jest takie smaczne jak mleczko, ale nawet nie wiesz jakie Ci potrzebne…

A może wiesz albo chociaż domyślasz się, że pomaga Ci, kiedy przychodzi Twoja największa nieprzyjaciółka: padaczka.

To wstrętna Pani z niej jest, masz rację. Nie pozwala Ci się prawidłowo rozwijać. Ba, nie pozwala Ci się praktycznie w ogóle rozwijać jak trzeba. Tylko męczy tę Twoją piękną główkę wyładowaniami i ją niszczy od środka i może Ci to jeszcze bardziej utrudniać najprostsze funkcje życiowe. A wiesz, dali jej na drugie imię jeszcze brzydziej. Nazywa się Pani Padaczka Lekooporna i nie chce się dać przepędzić nawet najlepszymi i najmocniejszymi cudami z apteki. Tylko tak męczy mojego chłopczyka, nie pozwala mu się uśmiechać ani patrzeć tam, gdzie by chciał. Wstrętna ta Twoja towarzyszka. Najgorsze, że nie wiemy ani skąd sobie przyszła, ani jak ją wyprosić, przegnać. Ale Ty masz Rycerzyku swój mieczyk, naostrzaj go co dnia, aż może w końcu damy jej radę!

(łamie jej się na koniec głos)

Bierze z powrotem chłopca na ręce, przytula, oklepuje plecki, odkłada na zmontowany na łóżeczku przewijak. Obok leżą ubranka przygotowane do przebrania. Dzwoni telefon. Odbiera. Rozmawia z TATĄ KRZYSIA (28).

 MAMA KRZYSIA

(spokojnie, czule, do telefonu)

Tak Kochanie, wszystko u nas gra. Zaraz się ubieramy i idziemy werandować.

(…) Nie, dziś nie było gorączki. Ale napady nad ranem były.

(…) Tak, w dobrym Krzyś jest humorze.

(…) Wiem, dziś otwarty dom prowadzimy, jak zwykle. Czekamy na Ciebie z najważniejszym! Miłej pracy, ściskamy, a Krzyś Ci macha rączką.

Kontynuuje ubieranie synka, przyglądając mu się sentymentalnie i z troską.

Przeciskając mu sondę przez kaftanik, pojawia się scena wyobrażenia mamy, jej marzenie: (obraz rozjaśniony i delikatnie rozmazany jak ze starego filmu)

Krzyś tak samo jak teraz leży na przewijaku, macha energicznie nóżkami, w rączkach ściska mocno misia i podczas ubierania trzeba mu te rączki rozłączyć z misiem, aby przełożyć kaftanik. Krzyś się uśmiecha, radośnie podgryza misiową główkę.

SCENA V

PLENER – BALKON – DZIEŃ

Balkon. Słoneczna pogoda, wokół zieleń ogrodu krakowskiego podwórza przy kamienicy. Spokój, cisza.

MAMA KRZYSIA pojawia się z wózkiem w drzwiach balkonowych. KRZYŚ jest ładnie, kolorowo ubrany, odsłonięty w wózku, bo jest ciepło.

MAMA KRZYSIA

Nawet nie wiesz Chłopaku, że masz wóz niczym prawdziwy mini ambulans!

KRZYŚ delikatnie rusza rączkami, ma odprężoną, radosną minę. Natomiast oczy ciągle skierowane ku górze. MAMA KRZYSIA siedzi przy nim i przygląda się ogrodowi, zerkając od czasu do czasu na syna, popija kawę, przegląda kolorowe czasopismo.

MAMA KRZYSIA

(do siebie, w zamyśleniu patrząc w górę)

Czemu tak ciągle patrzysz do góry?

Co Ty tam widzisz?

To niebo jest jak lustro weneckie… Oni widzą wszystko. Każdy nasz detal na wylot.

A Ty widzisz tylko taflę błękitu.

Zbliżenie na oczy KRZYSIA, pod długimi rzęsami przesuwają się odbijające w jego źrenicach obłoki.

NARRATOR (z off-u)

(głos MAMY KRZYSIA, z lekką ironią)

Lustro weneckie… Widzisz, i my jednak mamy jakiś element z tych Włoch!

c.d.n.

DSC_0444