Pora na takie wcale nie-wakacyjne przemyślenia. Ale z drugiej strony? Czy to właśnie nie w wakacje ma się czas pomyśleć o tym, o czym codzienna rutyna nie daje czasu nawet wspomnieć…? Czy to nie w wakacje narzekamy, że lato zaraz się skończy i że czas pędzi tak szybko… A zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby „ZOSTAŁO MI 60 MINUT ŻYCIA”?
Chwilka wakacyjnej zadumy i łatwo stwierdzić, że w odpowiedzi na to pytanie Krzysiowa Historia przyniosła nam totalną zmianę perspektywy….
Więc – co by było gdyby zostało mi 60 minut życia?
KIEDYŚ:
– pokłóciłabym się z Komunikującym mi to pytanie: „co to za brednie?!, jakie 60 minut, jak to?!”,
– usiadła i płakała, myśląc o tym co zaplanowałam, chciałam… Przecież zawsze marzyłam z rozmachem…
– pobiegła do kościoła…, uklęknęła przy konfesjonale i uzasadniała księdzu, czy Panu Bogu, dlaczego miałby uznać za 60 minut, że byłam dobrym człowiekiem…
– urządziła wystawne przyjęcie dla Przyjaciół i znajomych, gdzie byśmy wspominali moje życie i nadeszłaby pora pożegnań…
TERAZ:
– najpierw postarałabym się o tym zapomnieć – szkoda czasu na myślenie o czymś oczywistym – wbrew pozorom, każde z naszych 60 minut dnia, może być tym ostatnim… Nigdy nie wiem co za rogiem.
– idąc tym tropem – nikomu bym o tym nie powiedziała
– wysłałabym mms’a z najpiękniejszym uśmiechem na jaki mnie stać do najbliższych Przyjaciół i Rodziny,
– przytuliłabym mima na Rynku – w podzięce za rozweselanie szarej codzienności,
– wysłałabym bezdomnego do smacznej karczmy, wykupiła mu abonament na roczne obiady, prysznic i czyste ubrania… w zamian za obietnicę, że po pół roku – stanie na prostą i poradzi sobie sam,
– pojechałabym do Domu Dziecka i oddała Maluchom wszelkie wygody z własnego domu, a na koniec każde z osobna: mocno bym przytuliła do serca życząc: „powodzenia”,
– zjadłabym z ukochaną mi osobą mój ulubiony przysmak, w mojej ulubionej knajpie, wypiła dużo dobrego wina, a potem pojechalibyśmy na niebezpieczną, ostrą przejażdżkę terenową po Bieszczadach,
Trochę sporo tych planów jak na marne 60 minut… Ale zawsze lubimy planować z zapasem marzeń, przeszacowywać czas i własne możliwości. A najważniejsze to zrozumieć, że … nie ślub, nie zaręczyny, nie Wigilia, nie udany wyjazd, nie aktywność online budują naszą oś czasu… Nie liczmy naszego życia poprzez pory roku, wakacje, weekendy… Liczmy każdą jego minutę. I tym samym zmieni się też nasza perspektywa tych niby nudnych, codziennych, zapracowanych dni i wieczorów. Doceńmy inaczej te chwilkę… powiedzenia „dobranoc” ukochanej osobie; te parę minut rozmowy przez telefon z Mamą, co mieszka daleko; ten wieczór, w którym podamy Rodzinie pyszniejszą niż zwykle kolację…
Najważniejsze, by każde nasze „60 minut” było wyjątkowe dla nas i dla naszych Bliskich… Nigdy nie wiemy kiedy Ktoś naciśnie stoper… A Ci co zostają, niech mają najpiękniejsze widoki wspomnień, obrazów Sztuki Życia… 🙂
Ot, takie wakacyjne przemyślenia.:-)

Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…