Zanim przyszliśmy na świat, podobno mieszkaliśmy z aniołami w rajskim ogrodzie. Kiedy zapadła decyzja o naszym narodzeniu, Anioł Stróż położył nam palec na ustach, byśmy nie opowiadali o tym, co przeżyliśmy w niebie. Ślad jego dotyku ma każdy z nas – to podłużne wgłębienie pomiędzy nosem a górną wargą…
Pamiętacie Krzysiulka oczy? Te wielkie, ciemne oczka, które pieszczotliwie nazywamy „czarnymi koralikami”…? 🙂 To właśnie to spojrzenie, patrzące na nas spod pięknych wywiniętych rzęs, których wiele kobiet (w tym i ja) mogłyby mu pozazdrościć, było dla nas swojego rodzaju busolą… Za pomocą krzysiowego spojrzenia, wiedzieliśmy doskonale kiedy jest szczęśliwy, kiedy coś go boli albo gdy ma po prostu kapryśny humorek. To te oczy, kiedy usta nie były w stanie, mówiły nam szczebiocące „dzień dobry”, zmęczone „dobranoc”, zupełnie codzienne: „jestem głodny”, zupełnie niecodzienne, bo najgłośniejsze: „kocham Was”.
Ale często też te oczy nie były zwrócone ku nam, a wówczas zawsze były skierowane ku górze… Ku Górze? Tak, ośmielamy się znów snuć jakieś mistyczne domysły, gdyż właśnie jakieś niespotykane i ciągle nas zdumiewające „coś” dostrzegaliśmy i dostrzegamy wciąż (przeglądając fotografie) w oczach Krzysia.
Krzysiowi i innym chorym dzieciom nie jest często dane powiedzieć nawet najkrótszego słowa… A przecież zazwyczaj mają wyraźny ślad pomiędzy noskiem a górną wargą. Czy przyszło Wam kiedyś do głowy, że może właśnie tym sposobem strzegą jakiejś nam niepojętej tajemnicy…? My mówimy, krzyczymy, czasem pyskujemy; jesteśmy zdrowi, więc mamy wystarczająco dużo atrybutów, by nie myśleć o własnej podświadomości, o pewnym – gdzieś tam istniejącym – drugim wymiarze życia. A może specjalnie nam wymazano tę przypuszczalną, magiczną „pamięć”…?
Czyżby zatem nasz Krzyś doskonale wiedział i pamiętał wszystko, ale umówił się, że całą Tajemnicę zamknie w swoich oczach? To być może stąd ta niespotykana głębia, powaga, tajemnicza zaduma, zadziwiający spokój i przebłysk skrytej radości…? Nie raz Tata Krzysia żartował, że zamiast bajek, będzie mu czytał encyklopedię PWN. Nie raz, pierwsze co komentowali Przyjaciele Krzysia: „ach, to jego spojrzenie… człowiek przy nim czuje się taki malutki”.
I nie piszę o tym bez powodu. Otóż nie pierwszy i nie jedyny Krzyś ma takie oczy…
Pomysł na ten wpis zrodził się w mojej głowie już w miesiącu lipcu, kiedy to mieliśmy zaszczyt poznać osobiście Krzysiowego kolegę – Adasia (Małego Księcia). Pierwsze co wtedy powiedziałam: „Te oczy… niesamowite. To samo spojrzenie, jakie miał Krzyś”.
Bo właśnie bardzo wiele chorych dzieciaczków, które spotkaliśmy na naszej drodze wywoływało nasze zdumienie i zatrzymywało szczególną uwagę na ich głębi spojrzenia… Te oczy – ciągle skierowane ku Górze, a jeśli nie ku Górze, to zdające się przeszywać wszystkich i wszystko wokół tę niepojętą głębią, spokojem, mądrością. Krzyś, Kubuś, Adaś, Nadia… Wszystkie te Maluchy ciągle, czasem nieprzerwanie patrzą ku Górze i mają to niesamowite, wielkie, nie do nazwania słowami „coś” w oczach.
Może i medycyna ma na to swoje wytłumaczenie, nie chcę wnikać. Mnie to wyjątkowe spojrzenie chorych dzieci skojarzyło się znów z ostatnio opisanym tu fragmentem „Poczwarki” Doroty Terakowskiej – może one ciągle pertraktują ze swoim Ogrodem i z Głosem…? Może proszą „jeszcze nie teraz…”, może są trochę tu, a trochę Tam… Może Mały Książę dba z oddali o „swój kwiat, na swojej planecie” bo mu się tak dosłownie (na szczęście i dzięki Bogu!) do nich wcale nie śpieszy? Pewnie nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania.
Jednak samo stawianie takich pytań i pojawienie się w ogóle takich przemyśleń, pozwala mi wierzyć w to, co opisywała Terakowska: chore dzieci, mimo okaleczonych chorobą ciał, mają niesamowicie bogate, w ogromnej części nam niezrozumiałe wnętrze. Nie słyszymy ich słów, ale nie słyszymy też ich myśli… A przecież po coś tak walczą, po coś trwają przy nas mimo ich bólu, po coś opuścili choć na chwilę ten swój Ogród…
Jeśli zatem ich oczy wyrażają ich myśli – tu tkwi odpowiedź dlaczego te nasze Maleństwa tak bardzo się kocha… Nasze uczucia reagują wtedy przeciwstawnie: wyłączają wzrok, wzmacniają serce. Przestajemy widzieć chore ciało, zapominamy medyczno-neurologiczne regułki, a widzimy jedynie niewiarygodnie bogate, wartościowe, przyciągające nas z niezwykłą i tylko nam zrozumiałą siłą – wnętrze…
Bo przecież: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dobrze widzi się tylko sercem”. Jestem pewna, że te Dzieci (według Terakowskiej: „Dary Pana” – o tym wkrótce) właśnie to czyste, wielkie serce chowają w głębi swojego spojrzenia. A z kolei, to ich spojrzenie łączy nas z Kimś, kto ich do nas zesłał. A od czasu do czasu, one same prowadzą dialog z Tym, co dla nas jest jeszcze wciąż Tajemnicą…
Wczoraj obejrzany piękny i, na szczęście, mocny w przekazie film: „Chce się żyć” (wkrótce postaram się napisać o nim więcej) tylko utwierdził mnie w przekonaniu, by napisać ten wpis… Dzięki oczom, te Dzieci widzą, słyszą i czują świat. Dzięki oczom, my mamy szansę pokazać im ten świat. Dzięki oczom, chcą krzyczeć: „Ja nie roślina”. Szkoda, że często nikt ich nie słyszy…
– „Życie było piękne, Myszko! Ale nie żałuj, że się kończy. Wszystko musi się skończyć, nie tylko radość, ale i ból. Tu będzie Ci dobrze, tu nie ma bólu (…)”.
Dary Pana tańczyły i Myszka zapragnęła dołączyć do ich kręgu, gdy znowu usłyszała surowy Głos:
– Pozwalam Ci ostatni raz zejść na dół. Na chwilkę…
– Na chwilkę – powtórzyła pokornie i szeroko otworzyła oczy. (…)”
/D.Terakowska, „Poczwarka”/
Przepiękny wpis i tak stuprocentowo prawdziwy! Dziękuję! :-***
Wpis dedykowany Adasiowi:-) On już nie raz był, jest i będzie naszą inspiracją… Cudowny ten Wasz Mały Książę i proszę go mocno od nas ucałować i…pogilgotać i… nagrać jak się śmieje,i… przesłać do nas-bo to lek na całe zło!:-):-*
Aniu z całego serca dziękuję za ten przepiękny wpis :-*
A ja dziękuje za taki najpiękniejszy komplement:-):-*
ujmujący i wzruszający tekst. nie wiem, dlaczego, ale patrząc w oczy mojego Aniołka mam podobne odczucia, Dziękuję bardzo lubię czytać Pani słowa- krzepią chociaż powodują tyle łez.
pozdrawiam ja i mój wyjątkowy Aniołek- Groszek
Kamilko, dziękujemy że jesteś z nami:-* nasze Aniołki pewnie się już Tam odnalazły i cieszą się, że doceniamy tutaj te ich magiczne spojrzenia… Cieszę się, że wpisy dają otuchę; za łzy przepraszam, ale pewnie to dlatego, że staramy się tak „od serca”… Przytulam mocno!
Kochana Mamo Aniołka Krzysia 🙂 Dziś się potwierdziło to nad czym się zastanawiałam … a mianowicie nad spojrzeniem mojego Aniołka .. Bystre duże oczka tak to jest to dokładnie … Spojrzenie mądre i poważne … i skierowane właśnie ku Górze jakby wiedział coś więcej …. Dziękuję !!!! Dziękuję za to jakże prawdziwe stwierdzenie !!!!!
Kochana Mamo Marcelka!cieszę się, że także potwierdzasz, że nie wymyślam tu jakiś „dyrdymałów”, tylko faktycznie jakieś wielkie „coś” w tym jest…:-* jestem pewna, że nasz Krzyś i Wasz Marcelek teraz też przyglądają się nam w podobny sposób: z troską, miłością i z całkowitym spokojem rozwijają parasol bezpieczeństwa:-) dobrej nocy Kochana :-*
Pięknie napisane i tak prawdziwie…Mój Kubuś też miał duże,mądre oczy a zarazem takie poważne i smutne…Nigdy nie powiedział nam nic ale oczami wszystko…Wraz z Krzysiem i innymi maluchami tworzy grono Aniołów.Krzysiowa mamo podziwiam Twoją siłę i ten przepiękny sposób w jaki opisujesz Waszą historię.
Dla mnie brak sił aby nie płacząc przeczytać to co piszesz….ale dziękuję Ci za to.Pozdrawiam,Aneta.
Anetko, nasze szczęście w nieszczęściu, że moglysmy patrzeć w te Oczy, rozmawiać z nimi, uśmiechać się do nich… I ta wiara, że takimi właśnie nas te Oczy zapamiętały… A teraz prowadzą dalej, obserwując z bliska, choć niewidzialnie. Ja naprawdę w to wierzę! Ściskam mocno i choćby to zabrzmiało dziwnie: dziękuje za wspólne blogowe wzruszenia :-*
Piękny wpis:)
Dzięki!:-)