SCENA VI
WNĘTRZE – MIESZKANIE – DZIEŃ
MAMA KRZYSIA otwiera drzwi i zaprasza do środka PANIĄ REHABILITANTKĘ (35).
MAMA KRZYSIA
(z uśmiechem)
My tu bardzo otwarty dom prowadzimy…
Wczoraj była prawie cały dzień z Krzysiulkiem pani pielęgniarka, to wyskoczyłam na zakupy. Dziś jeszcze będzie pani doktor, bo niepokoi mnie większy brzuszek. Same dobrodziejstwa z tego hospicjum mamy.
PANI REHABILITANTKA
(przebierając się w strój do ćwiczeń, przez uchylone drzwi z drugiego pokoju)
Wie Pani, gdyby nie takie organizacje jak „Help”, to te biedne dzieciaczki niewiadomo jak długo musiałyby wegetować w szpitalu. Bo tam, co to za życie, sama Pani wie… A tak to wyposażą w odpowiednie sprzęty i personel jak my, i jakoś można udowodnić, że zamiejscowy oddział intensywnej terapii w domu jest możliwy. Dobrze przynajmniej, że o dziwo, nasz NFZ to rozumie i pomaga.
MAMA KRZYSIA
Oj, aż tak źle nie jest. Nie mamy żadnych na szczęście incydentów, aby mówić tu o oddziale intensywnej terapii w domku. No ale faktycznie, tryb wentylacji domowej nie należy do łatwych i całkowicie pozbawiony ryzyka nie jest. Dzięki Bogu, póki co jest nam przytulnie i spokojnie.
(wskazuje ręką na pokój)
Zapraszam zatem do najdrożej wyposażonego pokoju dziecięcego.
(z ironią)
PANI REHABILITANTKA się uśmiecha i zbliża do łóżeczka. Z uśmiechem spogląda na KRZYSIA. MAMA KRZYSIA stoi obok, lekko wycofana, przygląda się.
PANI REHABILITANTKA
(czule, z uśmiechem)
Witaj Chłopaku, jak się dziś mamy?
Bierze KRZYSIA fachowo na ręce i siadają razem na macie do ćwiczeń na podłodze. MAMA KRZYSIA siada obok nich na fotelu. PANI REHABILITANTKA po kolei wykonuje z KRZYSIEM serię ćwiczeń: rehabilitacja oddechowa i ruchowa.
KRZYŚ chętnie ćwiczy, poddaje się narzucanym ruchom, ma skupienie na buzi.
W międzyczasie PANI REHABILITANTKA i MAMA KRZYSIA kontynuują rozmowę.
PANI REHABILITANTKA
A wracając do tematu intensywności terapii w domu, to proszę mi wierzyć, że jeszcze ma Pani w miarę dobrze. W sensie: Krzyś oddycha samodzielnie, wymaga malutki bąbelek tlenu, a respirator praktycznie jest tu profilaktycznie zalecany na noc. Mam pacjentów, którzy wymagają respiratoroterapii całą dobę. I mimo wielu chęci i sił opiekunów to jest to uciążliwe, bo nawet zwykłe pieszczoty są utrudnieniem.
MAMA KRZYSIA
Tak, zdaję sobie sprawę, że mamy ogromne szczęście, że Krzyś radzi sobie jak tylko potrafi i wszystkiego wymaga tak do pomocy, a nie w zastępstwie. Cieszy mnie, że wreszcie nabiera fajne napięcie mięśniowe, co nam pomaga w ćwiczeniach, przytulaniach, kąpieli.
PANI REHABILITANTKA
Wie Pani, co pacjent, to inny przypadek. Ale jak często jest tak, że dzieci rokują dobrze, a kończy się źle i na odwrót. Ja sama już wielu takim cudownym uzdrowieniom towarzyszyłam. I to nikt inny jak te dzieciaki nie dają za wygraną. Znajdują w sobie przeogromne siły, aby dać radę odpowiednio się poruszać, oddychać, rozwijać, a lekarzom najchętniej pokazują środkowy palec, gdy tak często w nich wątpią już na wstępie.
MAMA KRZYSIA
Tak, to odbieranie nadziei jest najgorsze. Ostatnio spotkałam się z mamą chorego chłopca. Oddycha w zasadzie samodzielnie, bez rurki, ale sporadycznie ma wąsiki z tlenem. No i okazuje się, że jest zbyt zdrowy, aby objęło go opieką hospicjum. Niestety, zbyt chory, aby rodzice mogli odpuścić i własnymi siłami kupują pełno drogich sprzętów sprowadzanych z zagranicy: kaflator, kamizelka oscylacyjna, przenośny koncentrator tlenu i sama Pani wie, ile tego trzeba, żeby było bezpiecznie.
PANI REHABILITANTKA słuchając kontynuuje ćwiczenia z KRZYSIEM: obroty, wyciąganie rączek, nóżek, trzymanie główki, od czasu do czasu coś do niego mówi pieszczotliwie, przyciąga jego uwagę mimiką twarzy.
MAMA KRZYSIA dalej ich obserwuje, po chwili milczenia, podnosi się i na znak PANI REHABILITANTKI podaje im z boku leżącą dużą piłkę.
MAMA KRZYSIA
Pani Magdo, nie przeszkadzam Wam, ćwiczcie sobie, bo tu mogłybyśmy rozprawiać godzinami, tyle wspólnych tematów. Pani, jak i reszta personelu z „Helpu”, jest jak taki okręt,
o który rozbijają się fale zagubionych rodziców…
(chwila milczenia i zamyślenia)
PANI REHABILITANTKA sadza KRZYSIA na dużej piłce i zaczyna z nim tam ćwiczyć.
MAMA KRZYSIA
Skorzystam sobie z okazji, że jesteście tu sobie razem, to skoczę do apteki wykupić krzysiowe recepty, żeby na weekend przypadkiem nam niczego nie zabrakło.
PANI REHABILITANTKA skina głową z uśmiechem. MAMA KRZYSIA wychodzi z pokoju.
SCENA VII
PLENER – MIASTO – DZIEŃ
MAMA KRZYSIA idzie wzdłuż chodnika tej samej krakowskiej, wąskiej ulicy. Zatrzymuje się przy pobliskim kiosku.
MAMA KRZYSIA
Dwie świeczki z numerem „1” proszę.
Płaci za nie i kontynuuje drogę w stronę swojej kamienicy.
Po drodze spotyka sąsiadkę na spacerze z psem. Z uśmiechem spotykają się spojrzeniami.
SĄSIADKA
(serdecznie)
Jak tam Krzysiu? Coś dawno nie widziałam Was na spacerze?
MAMA KRZYSIA
(radosna)
Pani Krysiu kochana, wbrew pozorom strasznie dużo zajęć mamy, a jak już chcemy wyjść, to pogoda krzyżuje plany… ale może już jutro wyruszymy naszym „mercedesem”.
SCENA VIII
WNĘTRZE – KAMIENICA – DZIEŃ
MAMA KRZYSIA wchodzi do klatki, przegląda się przez lustrzaną szybkę w drzwiach, zamyka je za sobą i odwraca się twarzą do tyłu w stronę szyby w drzwiach wejściowych, zaciemnionych od wewnątrz, przez które widać ulicę (lustro weneckie).
MAMA KRZYSIA
(monolog, poważnym tonem)
U Was tam tak smutno, szaroburo.
(spogląda przez przyciemnioną szarą szybę na przechodniów na ulicy)
U nas kolorowo, różnorodnie
(spogląda na pogodne, jasne wnętrze kamienicy i drzwi wejściowych do jej mieszkania na parterze, z powrotem patrzy w szybę lustrzaną na ulicę i kontynuuje)
Bo u nas wasz ukochany marketingowo slogan „żyj tak, jakby każdy dzień miał być ostatnim” nabiera najprawdziwszego z prawdziwych znaczeń. Dziękuje Bogu, że dał nam tego właśnie chłopca i nie zamieniłabym go na żadne inne zdrowe dziecko. Zaufano nam, że pokochamy, że damy radę. Dajemy radę najpiękniejszą miłością z możliwych, bezinteresowną, najczystszą. I zamiast marnować czas na rozpacz, prosimy tylko często:
(wraz z jej słowami, równo włącza się z off-u
chór innych męsko-damskich głosów – innych rodziców)
Boże,
użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi,
abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości,
abym odróżniał jedno od drugiego.
(Reinhold Niebuhr)
(kontynuuje sama kierując się od drzwi wejściowych do swojego mieszkania)
W zamian oczekujemy tylko niekończącej się szansy bycia razem, jak najdłużej. Każdy poranek to święto. Ale kochanie bezinteresowne nie jest wcale takie bezinteresowne. W zamian… oddaje największy i jedyny sens życia.
Wchodzi do mieszkania z zapałem i radością, zamykając za sobą drzwi.
SCENA IX
WNĘTRZE – POKÓJ – DZIEŃ
MAMA KRZYSIA siedzi w sypialni naprzeciw KRZYSIA siedzącego w foteliku i go karmi. Tym razem obok stoi miseczka z gęstą zupką, która nabierana jest specjalną łyżeczką. Podczas nauki karmienia łyżeczką MAMA KRZYSIA jest uśmiechnięta, za każdą podawaną łyżeczką coś mówi do synka, żartuje z nim czule.
MAMA KRZYSIA
Żadnych grymasów Maluchu, zjadamy ładnie, bo wiesz, że to ciężkie godziny są poświęcane na szykowanie tego Twojego rarytasu. A jak się już nauczysz jeść buzią całe miseczki, to oszczędzimy grubych kwadransów na wielokrotnym przecieraniu zupki przez najdrobniejsze siteczka. Bo teraz to trzeba, żeby sonda sobie ani kawałka mięska, ani zdrowych dla krzysiowego brzuszka jarzynek nie zatrzymywała…
Wsuwa mu do buzi łyżeczkę powolnym ruchem, drugą ręką trzyma jego podbródek, uśmiecha się czule do synka.
Ponownie obraz się rozjaśnia blaskiem, jako kolejne wyobrażenie matki, obserwujemy rozjaśniony, nieco rozmazany obraz:
Widać KRZYSIA podczas jedzenia, siedzącego w tym samym foteliku, coś tam pokazującego rączką, gaworzącego, z ubrudzoną łyżeczką w drugiej rączce, a buzia wysmarowana wokół czekoladą.
Obraz znów się zamazuje i wracamy do poprzedniego nasycenia kontrastów i rzeczywistości.
MAMA KRZYSIA kontynuuje karmienie łyżeczką, podając kolejną porcję tłumaczy synkowi techniki połykania. KRZYŚ siedzi niemalże nieruchomo, z oczami tylko chwilowo skupianymi na mamie, patrzy gdzieś w dal, delikatnie porusza rączkami.
MAMA KRZYSIA
(kierując łyżeczkę do buzi Krzysia)
Dzieeewięć… No widzisz jak łatwo nam idzie! Jeszcze raz i koniec treningu na dziś z buzią.
(wsadzając łyżeczkę, przytrzymuje palcem podbródek)
No Krzyś, jak to było na ostatniej lekcji… nacisk na palatum, czy jak to pani doktor nazwała, połknięcie i transport… Ależ to skomplikowane, no nie? Wiem syneczku, ale powolutku, nauczymy się. Wreszcie możesz zaznać smaku i radzisz sobie pięknie, więc chyba smakuje.
(daje ostatnią łyżeczkę)
Ok. Kochanie, obiecałam, że już koniec ćwiczeń. Jestem z Ciebie dumna! Resztę zje sonda… Myślisz, że będzie jej smakować?
MAMA KRZYSIA uśmiecha się do synka, łapie go pieszczotliwie za nosek, całuje w czółko.
C.D.N…
❤