Oskarowe emocje już za nami. Polskie Orły też rozdane… A że taki filmowy nastrój pozostał, na specjalne Wasze życzenie, publikujemy w całości nasz film…, a właściwie jego scenariusz, napisany i załączony do książki „Rycerzyk” wydanej w marcu 2014. Tutaj odsłonimy go w trzech częściach. I zapewniamy – 0% fikcji, 100% serca! Bo to nie był film…, tylko taki nasz najpiękniejszy kawałek życia przez największe „Ż”… Ot, taka nasza DOMOWA rzeczywistość – zza weneckiego lustra!
SCENARIUSZ FILMU DOKUMENTALNEGO
„Jeden dzień w Holandii”
SCENA I
PLENER – MIASTO – ŚWIT
Blady świt na jednej z typowych wąskich krakowskich ulic, o gęstej zabudowie kamienic.
Kamera śledzi najpierw zbliżenie na stronicę dużej, papierowej gazety poruszającą się w rytm kroków jej czytelnika (nie widzimy jego sylwetki ani twarzy) idącego ulicą. W prawym górnym rogu widać wyraźnie datę: 21.05.2013. Następnie, kamera delikatnie się oddala, widać całą gazetę i częściowo ulicę i zabudowę wokół. W prawym dolnym rogu, na zamglonym tle gazety ukazuje się napis:
„Ku pamięci najpiękniejszych dni naszego życia”.
W tle słychać muzykę: dziecięca piosenka.
Kamera „odbiega” od gazety ukazując całą długość ulicy, kamienice, przechodniów i z lotu ptaka dość dynamicznie biegnie ujęciem wzdłuż ulicy, stopniowo się przybliżając do okien kamienic. Słychać płacz dziecka, coraz głośniejszy. Kamera podąża równo za nasileniem dźwięku płaczu i zatrzymując się przy oknie, gdzie jest najgłośniejszy, jakby „wpada” do środka mieszkania.
SCENA II
WNĘTRZE – POKÓJ – RANO
Przeciętne mieszkanie, niedbały wystrój. Sypialnia, w której stoi łóżko, staromodna pościel, bałagan na szafce nocnej. Obok stoi dziecięce łóżeczko, z którego dobiega płacz NIEMOWLĘCIA (10 msc.). Panuje półmrok. Zbliżenie na budzik: 6:30. Porusza się pościel, niezgrabnie zza kołdry podnosi się potargana kobieta: MATKA (26), przeciera zmrużone oczy, niedbale zarzuca na siebie tylko satynowy szlafroczek, przegląda się w lusterku na stoliku nocnym. Podchodzi nieśpiesznie do łóżeczka. Bierze płaczące dziecko na ręce, potykając się z nim na rękach o rozrzucone rzeczy na podłodze, siada na fotelu i zaczyna karmić piersią. Przysypia. Zbliżenie na jej twarz i na dziecko.
Następuje rozmycie obrazu i pojawia się jakby ciąg wyobrażeń matki co do przyszłości pod postacią różnych małych scen, obrazów:
(obraz jest wyraźnie rozjaśniony, wybielony, jakby zamglony. Słoneczna kolorystyka obrazu)
Jej synek w wieku ok. 4 lat siedzi zadowolony w piaskownicy i uroczo zaczepia bawiące się z nim dziewczynki. Potem wychodzi z niej, trzyma w ręku kolorowy wiatraczek, wybiega na główną alejkę w parku, biegnie wzdłuż niej aż do napotkanej ławki, na którą się niezgrabnie próbuje wdrapać. Na ławce siedzi elegancka kobieta – jego mama, która go przytula po swojej jednej stronie; natomiast nad nim, na jej ramieniu opiera się obejmująca ją z drugiej strony męska dłoń (nie pokazujemy sylwetki ani twarzy mężczyzny).
Powrót do sceny karmienia w tym samym, choć nieco jaśniejszym pokoju. Dziecko już nie płacze. Matka ze spokojem na niego patrzy. Kamera się od nich oddala i wychodzi tym razem jakby za okno.
SCENA III
PLENER – MIASTO – DZIEŃ
Z powrotem widok tej samej ulicy. Znów słychać dziecięcą piosenkę: „Już zawsze, na zawsze”, coraz głośniej. Kamera śledzi okna kolejnych kamienic i podąża za natężeniem nagłośnienia muzyki oraz za oświetleniem słońca. W jednym z okien wyraźnie od szyb odbija się bardzo jasno poranne słońce, aż oślepia. W momencie śpiewanych słów:
„Gdy nadejdą gorsze dni, razem łatwiej je przetrzymać…”, kamera „wchodzi” do środka mieszkania przez to okno.
SCENA IV
WNĘTRZE – POKÓJ – DZIEŃ
Ładnie, nowocześnie, schludnie urządzona jasna sypialnia. Obserwujemy ją z perspektywy od okna. Duże małżeńskie łóżko, komoda, pod oknem – dziecięce łóżeczko. Z drzwi naprzeciw, prowadzących z kuchni wchodzi młoda kobieta: MAMA KRZYSIA (28) niosąc mały dzbanek wody. Ubrana w zabawną, kolorową piżamę.
MAMA KRZYSIA
(nucąc pod nosem ciąg dalszy piosenki)
Nucąc melodię, co wnet największą z trosk, w pogodną zmieni myśl,
Gdy będziesz przy mnie obok.
Witaj w moim domu, przyjacielu.
Nanana nanana…
Odkłada na komodzie dzbanuszek wody. Zbliżenie. Obok leżą przygotowane już miarki z lekami i kilka napełnionych strzykawek. Gaziki, śliniak. Pusta strzykawka i butelka z mlekiem.
Podchodzi do łóżeczka z uśmiechem. Zbliżenie na przeciągające się w nim dziecko: KRZYŚ (11 msc.). Radośnie wita się z synkiem.
MAMA KRZYSIA
(pełna energii, radosna)
Witaj Smyku Rycerzyku!
W tle dalej słychać tę samą piosenkę, cicho, coraz ciszej, aż zanika.
Zbliżenie na dziecko słodko ziewające i wciąż się przeciągające. Ubrany w jasny pajacyk welurowy. Najpierw zbliżenie na jego uroczo układające się podczas przeciągania stópki, potem rączki i buźkę. Następnie zbliżenie na jego rurkę tracheostomijną, sondę, obok stojący respirator.
MAMA KRZYSIA swobodnym i energicznym ruchem bierze dziecko na ręce, wyjmuje go z łóżeczka, przytula mocno. W tym przytuleniu staje z nim tyłem do sypialni, w oknie.
NARRATOR (z off-u)
(głos MAMY KRZYSIA)
Często jestem proszona o opisanie, na czym polega wychowywanie niepełnosprawnego dziecka, aby pomóc zrozumieć i wyobrazić sobie to doświadczenie wszystkim tym, którym nie było ono dane. A więc jest to tak:
„Oczekiwanie na dziecko jest jak planowanie niesamowitych wakacji – we Włoszech. Kupujecie mnóstwo przewodników i planujecie rozmaite wyprawy. Koloseum. Dawid Michała Anioła. Gondole w Wenecji. Uczycie się nawet kilku zdań po włosku i wszystko jest takie fascynujące…
I oto, po miesiącach oczekiwań, nadchodzi ten dzień. Pakujecie torby i wyruszacie. Kilka godzin później samolot ląduje. Do kabiny wchodzi stewardessa i mówi: „Witamy w Holandii!”.
„Holandii?!” – mówicie. – „Jakiej Holandii? Mieliśmy lecieć do Włoch. Powinniśmy być we Włoszech. Całe życie marzyliśmy o wyprawie do Włoch!”
Ale w planach lotu zaszły zmiany. Samolot wylądował w Holandii i musicie tam zostać…
Ważne, że nie zabrano was do jakiegoś odrażającego i brudnego miejsca, w którym panuje głód i zaraza. Ale… Holandia jest inna niż Włochy…
Musicie kupić więc nowe przewodniki. I nauczyć się nowego języka. I spotkacie zupełnie nowych ludzi, z którymi inaczej nigdy byście się nie zetknęli.
Holandia jest inna. Życie tu jest wolniejsze niż we Włoszech i mniej spektakularne. Ale kiedy pobędziecie już tam trochę i rozejrzycie się spostrzeżecie, że są tu wiatraki. I tulipany. A nawet obrazy Rembrandta.
Wielu waszych znajomych ciągle wyjeżdża do Włoch i chwalą się, jak im tam było wspaniale. A wy, przez resztę życia będziecie mówić: „Tak, my też mieliśmy tam lecieć. Takie były plany.”
I bolesna świadomość tego nigdy, przenigdy was nie opuści, bo strata tej wymarzonej podróży jest stratą niewyobrażalną…
Jeśli jednak spędzicie życie opłakując fakt, że nie dotarliście do Włoch, nigdy nie nauczycie się cieszyć z tych wyjątkowych, ukochanych Niderlandów…”
(„Lądowanie w Holandii” – Emily Perl Kingsley, tłum. Paweł Frelik)
W pierwszej części narracji, kamera rozgląda się po pokoju zataczając koło: zbliżenie na dziecinny, kolorowy kalendarz nad komodą z zaznaczonymi datami wymiany sondy, rurki i wysokością temperatury ciała każdego dnia (stany gorączkowe), wizytami lekarzy. Dalej zbliżenie na otwartą szufladę komody z dużą ilością leków w środku. Zbliżenie na kolejną szufladę w regale pełną gazików i opatrunków. Zbliżenie na stojące obok łóżeczko pełne kolorowych maskotek, zabawek, otoczone specjalistycznymi sprzętami: koncentrator tlenu, ssak, respirator, pulsoksymetr. Biegnąc po kabelku od pulsoksymetru, kamera dociera do czerwonego światełka na stópce dziecka trzymanego na rękach. Wyglądają dalej oboje przez okno.
W około połowie narracji, MAMA KRZYSIA odkłada KRZYSIA do łóżeczka, dezynfekuje sobie ręce i z uśmiechem na ustach, coś do niego mówiąc (widać po mimice twarzy) zaczyna czynność odsysania: zakłada rękawiczkę, sięga po cewnik, włącza ssak, odpina maseczkę tlenową przy rurce, wkłada cewnik do otworu tracheostomijnego, fachowym ruchem odsysa nagromadzoną wydzielinę. Czynność powtarza raz jeszcze. Wyłącza ssak, wyrzuca cewnik wraz z rękawiczką. Bierze KRZYSIA znów na ręce, narracja powinna się powoli kończyć.
KRZYŚ posadzony jest na foteliku. MAMA KRZYSIA siada naprzeciw niego, sięga po pustą strzykawkę i po butelkę z mlekiem. Nabiera go strzykawką i podaje synkowi sondą, wciąż jest uśmiechnięta, mówi do niego żartobliwie.
MAMA KRZYSIA
(ciepłym tonem)
Sroczka kaszkę warzyła…
A mama Krzysiowi mleczko specjalne przygotowała
Żeby nam duży chłopczyk rósł i wszystkich wrogów zwalczał.
Jedz Maluszku, już niedługo Ci ten słoń trąbalski (pokazuje na sondę) nie będzie potrzebny,
Bo nasz Krzyś powolutku uczy się buzią smakować.
Wszystko powolutku, ale damy radę, nie?
Po kilku podanych powoli strzykawkach, odkłada butelkę i sięga po przygotowane wcześniej leki, podaje je także przez sondę poszczególnymi strzykawkami z odmierzonymi dawkami.
MAMA KRZYSIA
(najpierw radośnie, potem poważnieje, smutnieje)
To Skarbie już nie jest takie smaczne jak mleczko, ale nawet nie wiesz jakie Ci potrzebne…
A może wiesz albo chociaż domyślasz się, że pomaga Ci, kiedy przychodzi Twoja największa nieprzyjaciółka: padaczka.
To wstrętna Pani z niej jest, masz rację. Nie pozwala Ci się prawidłowo rozwijać. Ba, nie pozwala Ci się praktycznie w ogóle rozwijać jak trzeba. Tylko męczy tę Twoją piękną główkę wyładowaniami i ją niszczy od środka i może Ci to jeszcze bardziej utrudniać najprostsze funkcje życiowe. A wiesz, dali jej na drugie imię jeszcze brzydziej. Nazywa się Pani Padaczka Lekooporna i nie chce się dać przepędzić nawet najlepszymi i najmocniejszymi cudami z apteki. Tylko tak męczy mojego chłopczyka, nie pozwala mu się uśmiechać ani patrzeć tam, gdzie by chciał. Wstrętna ta Twoja towarzyszka. Najgorsze, że nie wiemy ani skąd sobie przyszła, ani jak ją wyprosić, przegnać. Ale Ty masz Rycerzyku swój mieczyk, naostrzaj go co dnia, aż może w końcu damy jej radę!
(łamie jej się na koniec głos)
Bierze z powrotem chłopca na ręce, przytula, oklepuje plecki, odkłada na zmontowany na łóżeczku przewijak. Obok leżą ubranka przygotowane do przebrania. Dzwoni telefon. Odbiera. Rozmawia z TATĄ KRZYSIA (28).
MAMA KRZYSIA
(spokojnie, czule, do telefonu)
Tak Kochanie, wszystko u nas gra. Zaraz się ubieramy i idziemy werandować.
(…) Nie, dziś nie było gorączki. Ale napady nad ranem były.
(…) Tak, w dobrym Krzyś jest humorze.
(…) Wiem, dziś otwarty dom prowadzimy, jak zwykle. Czekamy na Ciebie z najważniejszym! Miłej pracy, ściskamy, a Krzyś Ci macha rączką.
Kontynuuje ubieranie synka, przyglądając mu się sentymentalnie i z troską.
Przeciskając mu sondę przez kaftanik, pojawia się scena wyobrażenia mamy, jej marzenie: (obraz rozjaśniony i delikatnie rozmazany jak ze starego filmu)
Krzyś tak samo jak teraz leży na przewijaku, macha energicznie nóżkami, w rączkach ściska mocno misia i podczas ubierania trzeba mu te rączki rozłączyć z misiem, aby przełożyć kaftanik. Krzyś się uśmiecha, radośnie podgryza misiową główkę.
SCENA V
PLENER – BALKON – DZIEŃ
Balkon. Słoneczna pogoda, wokół zieleń ogrodu krakowskiego podwórza przy kamienicy. Spokój, cisza.
MAMA KRZYSIA pojawia się z wózkiem w drzwiach balkonowych. KRZYŚ jest ładnie, kolorowo ubrany, odsłonięty w wózku, bo jest ciepło.
MAMA KRZYSIA
Nawet nie wiesz Chłopaku, że masz wóz niczym prawdziwy mini ambulans!
KRZYŚ delikatnie rusza rączkami, ma odprężoną, radosną minę. Natomiast oczy ciągle skierowane ku górze. MAMA KRZYSIA siedzi przy nim i przygląda się ogrodowi, zerkając od czasu do czasu na syna, popija kawę, przegląda kolorowe czasopismo.
MAMA KRZYSIA
(do siebie, w zamyśleniu patrząc w górę)
Czemu tak ciągle patrzysz do góry?
Co Ty tam widzisz?
To niebo jest jak lustro weneckie… Oni widzą wszystko. Każdy nasz detal na wylot.
A Ty widzisz tylko taflę błękitu.
Zbliżenie na oczy KRZYSIA, pod długimi rzęsami przesuwają się odbijające w jego źrenicach obłoki.
NARRATOR (z off-u)
(głos MAMY KRZYSIA, z lekką ironią)
Lustro weneckie… Widzisz, i my jednak mamy jakiś element z tych Włoch!
c.d.n.