Przyjaciele Krzysia! Dziś konkursowo-logistyczny komunikat:
Właśnie się zszokowaliśmy, bo dostaliśmy „ofertę” wysyłania na nasz blog smsów jako zlecenie dla osoby podbijającej wyniki z setek numerów komórkowych! Hmm… a może nas już nic nie powinno szokować?
W każdym razie, prosząc Was o głosy na nasz blog w konkursie „Blog Roku” nie zależy nam na rankingach, na wygranej etc. Wystartowaliśmy – ku pamięci, ku szerzeniu naszej „misji Krzyś” dalej, ku pomocy innym – cel konkursu jest charytatywny… Więc najuczciwiej jak tylko można: jeśli podoba Wam się to, co robimy; lubicie czytać (ok, czasem są „smęty”, bo piszemy najszczerzej); pamiętacie… wyślijcie smska jako formę „tak” dla naszych wszelkich działań. Miło, że jesteśmy w pierwszej 100-ce blogów (za prawie 700 zgłoszonych!). Mamy tylko troszkę ambicji, żeby zdobyć 3 kropki w głosach – a patrząc na statystyki fb i bloga, jest to osiągalne, co? 🙂
Jak dać nam „tak”? Mała przypominajka: sms o treści: A00620 (w numerze są zera) na numer 7122. Koszt smsa to jedynie 1,23 zł, a co najważniejsze – w całości przeznaczone na chore dzieciaczki pozostawione w hospicjum bez rodziców. Dziękujemy za każdy Wasz głos! Za udostępnienia i apele, które obserwujemy! Za dobrą myśl :-*
A skoro tak blogowo dziś w temacie, o samym pisaniu mówiliśmy już kilkakrotnie – fragment wywiadu udzielonego portalowi http://www.zaradnematki.pl:
Pisanie blogu to dla Ciebie forma terapii czy pamiętnika? Mąż czyta/pomaga pisać?
Gdy zaczynaliśmy pisać blog… Właściwie to nieświadomie zaczęłam Ci odpowiadać na drugie pytanie, ponieważ mąż nie tylko czyta czy duchowo wspiera, ale sam też czasem pisze swoje przemyślenia, opowieści. Ja jestem tą stroną sentymentalną, bardziej płaczliwą. Mąż z kolei woli bardziej konkretne wpisy, często też humorystyczne albo z przymrużeniem oka. Ale wracając do pierwszego pytania, gdy zaczynaliśmy pisać blog, mieliśmy tylko jeden cel: pokazać najbliższym – Rodzinie, Przyjaciołom, że mimo wszystko dajemy radę, mamy się dobrze i jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Nie przypuszczaliśmy, że przekaz ten i blog osiągną tak wielki zasięg. Dlatego potem już bardziej globalnie zaczęliśmy opisywać swoją codzienność z Krzysiem, a z każdego wpisu miała płynąć wyraźna odpowiedź: życie z chorym dzieciątkiem to nie największa tragedia życiowa, ale także powód do radości i dumy.
Teraz, kiedy Krzysia w sposób fizyczny z nami nie ma, do tego przekazu równolegle dołączył kolejny ważny szept utwierdzający nas i, mam nadzieję, innych naszych Czytelników w bliskiej nam prawdzie, że „czasem trzeba odejść, by stale być blisko”.