Chcielibyśmy napisać Wam co u Krzysia… ? Chcielibyśmy napisać coś konkretnego, jakieś dobre wieści, wizję „co dalej?”, ale w sumie ciągle nie wiemy, czekamy…
Ostatnie 3 dni były dla nas dramatyczne, szczególnie gdy patrzyliśmy na bardzo słabiutkiego Krzysia z ciągle niskim, a czasem jeszcze bardziej spadającym tętnem. Niby parametry jego się wyrównywały dzięki kroplówkom i podaży potrzebnych mu braków, ale nasz synek wyglądał na bardzo wycieńczonego ostatnimi przejściami. Otoczony dodatkowymi kabelkami, elektrodami, z groźnie wyglądającym wejściem do żyły w malutkiej szyjce, z cewnikiem w „pimpusiu”, znów pokłuty w paluszki… Niejeden dorosły w jego stanie powiedziałby: „dość!”. Nie mieliśmy wielkich wymagań wobec synka, po cichu z mokrymi oczami szeptaliśmy mu w uszko: „Odpoczywaj Kochanie, siły przyjdą…”. I chyba pierwszy raz w historii Krzysia mieliśmy bardzo druzgocące nas wrażenie, że to lekarze są bardziej optymistycznie nastawieni wobec stanu naszego synka, niż my – jego Rodzice. Niby powinno nam być wstyd za ten brak wiary…. ale to nie o brak wiary tu chodzi… bo wierzymy w niego zawsze najmocniej na świecie…. Tu chodzi o niekończący się limit cierpienia jakie dane nam jest zobaczyć na przykładzie własnego dziecka. I to boli najbardziej.
Na szczęście lekarze się nie mylili, a nasza wiara w Krzysia popłaciła: dziś rano synek pokazał, że wraca powolutku do siebie. Tętno wróciło mniej więcej do normy (ciut niższe, ale bez spadków), Krzyś otworzył szerzej swoje oczka-koraliki, kroplówki pomogły odzyskać równowagę metaboliczną, pierwsze minimalne próby włączania pokarmu się odbyły i Krzyś zszedł z oddziałowego respiratora na swój własny – ten, który nam dzielnie służy w domku. Małe kroczki, ale ważne, że do przodu!
Nie wiemy co będzie jutro… Nie wiemy jak pomóc sobie na przyszłość, aby uniknąć Krzysiowych spadków parametrów gospodarki jonowej w przyszłości, które trzeba reperować w dość dramatycznych dla nas wszystkich okolicznościach… Lekarze próbują szukać źródła tych problemów, ale nikt nam nie obiecuje, że uda się go znaleźć. Kiepska perspektywa.
Póki co, wierzymy, że nasz Rycerzyk powoli ostrzy swój mieczyk, aby znów udowodnić, że jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności. Teraz ufamy, że to tylko tymczasowo, że Krzyś ma się na „swojej” Intensywnej Terapii dobrze. Dzięki temu, że musiał wcześniej tam spędzić spory kawałek swojego króciutkiego życia, jest już tamtejszym „Pupilkiem” Lekarzy i Załogi Pielęgniarskiej, którzy troszczą się o niego jak tylko mogą i pieszczotliwie wołają: „Krzysiaczek”… Nam jest ciut łatwiej, wiemy, że jest bezpieczny, niby powinniśmy być spokojni… ale serce ściska z tęsknoty na myśl, że on tam, a my tu…
Dzielny Rycerzyk no i …Rodzice…….Aniu trzymam kciuki i myslę o Was……buziak wielki od Gabi dla Kolegi Krzysia!!
Ależ waleczny ten Wasz Rycerzyk! Przytulam mocno i cały czas trzymam kciuki!