Kochany Krzysiu, Gwiazdeczko nasza…
Dziś to Tata ma właściwie dla Ciebie opowieść… A że wiesz, że nasz Tata to niesłychanie mądry człowiek jest , to troszkę na jego wykładzie musisz się skupić – przynajmniej bardziej niż na mamusinym 😉 Zaraz przeniesiemy się troszkę znów ku niebu, ale inaczej niż zwykle, bo… polecimy do gwiazd!
Zatem najpierw wsiądźmy w wyimaginowany wehikuł i cofnijmy się trochę w czasie… Jakieś 13,82 miliarda lat… Właśnie wtedy miał miejsce Wielki Wybuch. To wtedy powstała cała materia, przestrzeń i czas… I można byłoby na tym poprzestać. No ale gdzie te gwiazdy? Otóż w czasie formowania się tej materii miały miejsce jednocześnie narodziny wielu gwiazd. Natomiast podczas wybuchu supernowych, czyli u schyłku już życia gwiazd – następuje z kolei wyrzut jej wielu pierwiastków w przestrzeń kosmiczną. I tym samym materia ta – kawałeczki rozpryśniętej gwiazdy podróżują w przestrzeni łącząc się znów często w większe skupiska, jak planety i kolejne pokolenia gwiazd. Taka pętelka, która się zamyka: od narodzin, po śmierć, do kolejnego połączenia się, by zamigotać na niebie. „Ale po cio mi ta cała aśtlonomia, Tatko?…” – pewnie zapytasz. Przecież Ty i tak już wiesz wszystko lepiej, cała Tajemnica Wszechświata jest Ci dobrze znana i nie zdziwi nas Twój uśmieszek politowania co my tutaj, malutcy pasjonaci kosmosu, chcemy z niego wyciągnąć.
Otóż Synku to, co jest jednak najbardziej fascynujące dla nas – malutkich, to zrozumienie, że gdy umierająca gwiazda wybucha, to cała materia z której była zbudowana, jej gwiezdny pył jest budulcem wszystkiego co nas otacza, w tym nas samych… I tak, cząstka gwiazd jest w nas – była w Tobie, jest we mnie, w każdej mijanej na ulicy czy w pracy osobie… Zawsze się uczyło, że kosmos to my. Mało kiedy się rozumie, że to stwierdzenie jest tak dosłowne. Fascynujące, prawda? Już wiesz, czemu często zupełnie prawdziwie możemy nazywać Cię Gwiazdeczką… 🙂
I taka puenta… Zbliżają się Święta… Jednych cieszy, innych irytuje, że „to już”. Wśród dekoracji, symboli świątecznych, pełno jest gwiazd… A może bliższe zastanowienie nad ich sensem, obecnością ich cząstek w nas pomoże nam być lepszym człowiekiem nie tylko w Wigilię, czy dwa kolejne dni, ale choćby przez cały grudzień… Miesiąc dobrych serc… Taki trening. Jeśli z wyższych sfer jesteśmy stworzeni, czemu schodzić tak często na niziny człowieczeństwa…? Skoro nosimy w sobie gwiezdny pył, niech on nas unosi ponad falę hejtu, zazdrości, wrogości wobec innych… Życzmy sobie dobrze. Nieśmy zwykłą pomoc, życzliwość, ufność wobec innych. Róbmy dobry uczynek nie raz na miesiąc, a codziennie.
Pięknie napisane 🙂