Dziś od rana byliśmy z Krzysiem w dobrym humorze: na niebie świeciło słonko, było jakoś tak optymistycznie, wyjątkowo brak nocnych koszmarów… Bezpiecznie.
Wczorajszy poranek był przeciwieństwem dzisiejszego: Tata Krzysia wrócił do pracy… Pierwszy dzień od prawie dwóch lat, kiedy to zostałam sama: bez Krzysia w brzuszku, bez Krzysia w szpitalu, bez Krzysia w łóżeczku: czekającego na śniadanko i poranną pielęgnację, którą oboje uwielbialiśmy. Teraz jeszcze bez Taty Krzysia, który w ostatnim czasie bezbłędnie opanował zasadę:” Trzeba się mocno przytulić”.
Dziś rano przed całodniowym maratonem oddzielnych obowiązków, obiecałam sobie pięknie wykorzystać ten słoneczny czas: mam wiele jeszcze Krzysiowych pomysłów do zrealizowania (o tym wkrótce), a poza tym mam za zadanie intensywnie leczyć ćwiczeniami i rehabilitacją chory kręgosłup… Przyłożyłam się do dzisiejszych ćwiczeń: kręgosłup i tak źle, a pojawił się nowy skutek uboczny: brzydkie skręcenie kolana i ból niesamowity. I nawet gdybym chciała zbagatelizować zalecenia lekarzy, żeby leżeć, przez ostry ból, nie jestem w stanie zrobić kroku 😦 Jednak Krzyś czuwa… Poprosiłam go, z lęku przed traumą kolejnej operacji ( bo jedną już to kolano przeszło), aby ominąć szpital: udało się, dzięki Synku! 🙂
Tylko teraz, gdy ruszyć się zbyt nie można, tak bardzo znów jakoś beznadziejnie smutno… Bo boli okropnie. I teraz wiem dokładnie jak czuł się nasz synek, gdy bólowo dokuczać mu mogły różne dolegliwości. I wtedy ta świadomość sprawia ból jeszcze większy… Przychodzi jednak nadzieja, że przesadzam, że może Krzysia nic aż tak bardzo nie bolało… Przecież tak obiecywano. Przychodzi wtedy marne pocieszenie, choć fundamentalne w naszej obecnej rzeczywistości: „W każdym razie już nie cierpi… Jest szczęśliwy …”.
Ja też będę w lepszym nastroju, jak ból minie… Mam nadzieję, że za kilka dni.
Teraz? Teraz przytulam mocno Krzysiowego misia w Krzysiowej czapeczce… Pachnie naszym Rycerzykiem. I gdzieś tam w głębi czuję się szczęśliwa: mogę ciągle czuć ten najpiękniejszy zapach. I dzięki temu, zawsze też mam wspomnienia. Najpiękniejsze! 🙂
Nie umiem nic z sensem napisać, oprócz tego,że tulę mocno….i choć się nie znamy myślę o Was….
A co do wspomnień…tego nikt nigdy nam nie odbierze. Dla Krzysia (*)
i też mam nadzieję, że jednak tak bardzo Go nie bolało…….
Aniu pamiętam jak zmarł mój tata, i przyszła ciocia Tereska wzięła szmatkę drugą wcisnęła mi w dłonie i powiedziała jest brudno ścieramy kurze i żyjemy dalej.Nigdy Jej tego nie zapomnę, nie wiem czy Ciocia zdaje sobie sprawę jak bardzo mi pomogła.Może i w waszym życiu musi nastąpić przełom.Boli i bardzo tęsknię do dziś ale pozostają cudowne wspomnienia i miłość.przytulam Was bardzo mocno.
t
Aniu, Ja też mam gorsze dni. Pamiętaj, musimy brać przykład z naszych serduszek, a pozatym masz misje do spełnienia 🙂
Pozdrawiam.
trafiłam do Waszego życia (na tym blogu) zupełnie przypadkowo….jestem z Wami praktycznie od początku….i myślę o Was codziennie…o całej Waszej trójce. I nie umiem tego ogarnąć…ale jeśli pomoże Wam myśl, że ktoś zupełnie Wam obcy, współczuje z całego serca, myśli o Was i też zadaje sobie pytanie czemu taaak musi być… to wiedźcie, że jestem…Pozdrawiam serdecznie!