Świątecznie poświątecznie…

maly

Jako że obaw przed tegorocznymi Świętami było wiele- głównie lęku przed nadmiarem smutnych emocji w tym naznaczonym obowiązkiem rodzinnego świętowania czasie, należy się mini podsumowanie jak to Krzysiulek Skarbulek potrafił nam swoją obecnością wzbogacić minione 3 dni.

Bardzo nieprawdziwe byłoby przyznanie, że brak synka w domu w Święta był nam obojętny: nigdy wcześniej tak bardzo nie bolało puste miejsce przy wigilijnym stole, bo wiedzieliśmy na kogo mogłoby ono czekać. Tym bardziej bolało, gdy docierało do nas, że Krzyś nie stanie przed drzwiami w swoim pampersie, i nie powie „psysedłem wleście z tego spitala na kalpia i pielnik”, bo jego stan zdrowia niestety jeszcze na to nie pozwala. Smutny był świąteczny spacer po Starym Mieście pełnym wesołych rodzin oglądających dekoracje miejskie i szopki. Niejedna łza niechcący z policzka kapnęła wybiegając myślami ciągle na Oddział Intensywnej…

Jednak w gruncie rzeczy, dzięki realiom w jakich przyszło nam obecnie żyć, Święta te były czasem szczególnym i wbrew pozorom popłynęło o wiele więcej łez szczęscia niż smutku… Może gdzieś podświadomie ewentualnej dosłowności nabrał wytarty slogan: „Żyj tak, jakby każdy dzień miałby być tym ostatnim”… Za wszelką cenę postaraliśmy się, żeby ze względu na Krzysia, te Święta uczynić wyjątkowe, najpiękniejsze, najpełniejsze. Dla Krzysia.
Niech synuś wie, co to znaczy Boże Narodzenie 🙂
Zatem w Wigilię nad jego łóżeczkiem powiesiliśmy nie tylko malutką, lśniącą choinkę, ale na wysokości wzroku Krzysia przyczepiliśmy mu zrobione wieczór wcześniej duże zdjęcie z jego pokoiku, w którym ubraliśmy choinkę, udekorowaliśmy świątecznie kącik…Jeśli nie może być w domku, niech choć poczuje tutejszą świąteczną atmosferę.
Potem wspólnie z tatą czytaliśmy „Opowieść wigilijną”, śpiewaliśmy kolędy (przy „Gdy śliczna Panna” Krzysiulek sobie usnął;-) ), a wieczorem wsunęliśmy kawalątek opłatka do buzi Krzysia: niech malutki Jezusek przyjdzie w ten Dzień i do jego serduszka, niech napełni go mocą i pokojem…choćby miało to nastąpić pod postacią nowego leku kojącego jego najbardziej obecnie dokuczliwe drgawki… I wreszcie życzyliśmy i jemu, i sobie szybkiego wyjścia do domku- wszyscy razem.
Kolejne dni Świąt mijały spokojnie, w szpitalnej, ale jednak rodzinnej atmosferze. Bujaliśmy Krzysiątko w bujaczku (urodzinowy prezent), stroiliśmy w odświętne ciuszki, prezentowaliśmy podchoinkowy prezent, który mu się bardzo spodobał (szczegóły wkrótce), kolędowaliśmy cichutko, opowiadaliśmy co babcie przyszykowały na stoły…

I dziś, gdy ten, dla jednych zwariowany, dla innych magiczny czas już minął, siedzimy przy rozświetlonej choince nadal tylko we dwoje, tęskniąc na każde kolejne „jutro” z synkiem, ale jedno wiemy na pewno: to były nasze najpiękniejsze dotychczas w życiu Święta. Mamy nadzieję, że Krzyś też tak czuje…

P.S. W Albumie nowe fotki- udokumentowanie Świąt 🙂

2 responses

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s